sobota, 29 grudnia 2012

29.) a jednak...

Kiedy ''odpalam'' internet, na pierwszych stronach wyskakują mi wielkie tytuły:

Waśniewska: to i tamto...oj kosmici zabierzcie już ją do siebie - przejadłam się nam,
Czubaszek: bezdzietna negująca posiadanie dzieci....gadanie ślepego o kolorach,
Anna Mucha: na gównie dziecka chce robić karierę,
Tusk: żyje się lepiej: podwyższamy wiek emerytalny.

...i niech mi ktoś powie, że to nie koniec świata...

Z takimi ''celebrytami'' to, ehh nie chce mi się pisać.
Klawiatura się buntuje, ekran mruga na czerwono, głośnik wyje jak syrena strażacka a myszka zwiewa za szafę.

Co do rządowych planów:
kiedyś obiecano nam ''zieloną wyspę'' no i rząd sukcesywnie dąży do dotrzymania obietnicy:

1. wieczne podwyżki wszystkiego (Mucha jak opodatkują wielkość i smród dziecięcego gówna to pójdziesz z torbami)

2. zamrożone pensje - chyba każdy z nas to odczuwa na co dzień: niby idę ze ''stówką'' w portfelu...a wracam z małą reklamóweczką (tzw. zrywką), dwa rodzaje wędliny, jakieś mięsko i serek...i kasy nie ma a wielkiej imprezy też nie zrobisz,
a tak na marginesie: PRZECIEŻ W POLSCE ZARABIA SIĘ W GRANICACH 250-500 EURO!!! (oczywiście nie chodzi o dyrektorów, tylko tych, których jest najwięcej: fizycznych, nauczycieli-na wszystkich szczeblach edukacji, sprzedawców, itp.) na zachodzie to nawet zasiłek dla bezrobotnych jest wyższy

3. nie daj Bóg jakaś choroba człowieka trafi: do lekarza dostać się nie można (chociaż czy tych konowałów-łapówkarzy można jeszcze nazywać lekarzami?), jak już cię jakiś łaskawie przyjmie to prywatnie (na co qrna idzie ten haracz, który mi ściągają co miesiąc: rzekome ubezpieczenie zdrowotne?),

4. jak wejdziesz do apteki: pożegnasz się z połową pensji,

5. jak była szansa na jakikolwiek dodatek: jeśli nie jesteś alkoholikiem to zapomnij, że państwo ci pomoże, ale za to jak chlejesz to jeszcze ''rentę pijacką'' dają (jak do tej pory myślałam, że pijaństwo to nałóg a nie choroba, ja palę więc żądam uznania palenia wyrobów tytoniowych za chorobę-skoro pijak na wódkę dostaje to ja chcę na fajki! jakaś sprawiedliwość w końcu musi być),

6. ludzi nie stać na leczenie więc nie chodzą do lekarza, skoro nie chodzą do lekarza to w sondażach rosną ''słupki'' zdrowotności, skoro ludzi zdrowieją to mogą pracować dłużej.....jedynie tak można wytłumaczyć pokrętne myślenie pomysłodawców podwyższenia wieku emerytalnego.
HALO!!!!! MAM 30 LAT I NIE MOGĘ ZNALEŹĆ PRACY!!!!
ANI JA ANI INNE MOJE KOLEŻANKI - KOBIET, KTÓRE SĄ MATKAMI NIKT NIE CHCE ZATRUDNIĆ!!!
TAK WYGLĄDA ZATRUDNIENIE W TYM KRAJU: MŁODZI NIE MAJĄ PRACY I UCIEKAJĄ, STARSI ZAHAROWUJĄ SIĘ DLA GŁODOWYCH EMERYTUR!!!!!

7. reasumując:
ci, którzy nie pomrą z głodu albo przepracowania wyjadą za granicę w poszukiwaniu godziwego życia,
wtedy cały kraj zostanie zaorany, posieją trawę i zrobią.....zieloną wyspę


ps.1.
dlaczego koniec świata ominął Polskę?
bo w trybie natychmiastowym rząd wprowadził podatek (jak zwykle zbyt wysoki jak na możliwości płatnika) od kataklizmów, końców świata i ich skutków

ps.2.
a teraz na poważnie:
NIECH JAK NAJSZYBCIEJ WPROWADZĄ U NAS EURO : KIEDY POZOSTAŁE KRAJE UNII ZOBACZĄ ZA JAKĄ JAŁMUŻNĘ RODACY WYPRUWAJĄ SOBIE ŻYŁY, TO MOŻE W KOŃCU RZĄD PODWYŻSZY LUDZIOM PENSJE...A NIE SOBIE

czwartek, 20 grudnia 2012

28.) życzenia końco-światowe :)

Z RACJI ZBLIŻAJĄCEGO SIĘ KOŃCA ŚWIATA, 

ŻYCZĘ WSZYSTKIM UDANEJ IMPREZY ARMAGEDONOWEJ

:)

a tak na poważnie, tyle już tych końców świata było w moim życiu,
że jeden więcej czy mnie już nie robi różnicy

tym którzy panikują przypominam: jak pierdyknie to i tak się nie zdążysz schować,
więc chyba lepiej przestać panikować: co ma być to będzie


p.s.1.
cholera, świat się kończy a mnie udało się akurat załatwić wszystko dla małej
(w końcu konowały doszły do wniosku, że dzieciak mi choruje i potrzebuje pomocy)

no i (po długich bojach i strasznych przebojach) obroniłam się na studiach


nie zgadzam się na koniec świata...
bo nawet nie zdążyłam się nacieszyć tymi małymi sukcesami


p.s.2.
poza tym, jeśli świat się skończy to zmarnuje mi się wszystko co przygotowałam
(i jeszcze jutro będę robić) na święta: 
bigos, sałatka, mięsa, ciasta, itp......no i prezenty szlag trafi (tyle kasy, ech)

.

piątek, 30 listopada 2012

27.) nie krzywdź mojego dziecka !!!

Do tej pory teksty były raczej dla uśmiechu.
Dziś całkiem na poważnie.

Zaszczepiłam zdrowe dziecko, szczepionka przeciw "odrze, śwince, różyczce".
Dzieciak przestał się prawidłowo rozwijać.
Zamiast być lepiej jest coraz gorzej.

Co prawda jest delikatna poprawa, ale jeszcze wiele lat będziemy wydawać około 4-5 tysięcy miesięcznie na leczenie córki. Na chwilę obecną najbardziej pomaga jej homeopatia, głównie akupunktura.

A całe zło, jakie spotkało moje dziecko jest tylko i wyłącznie z winy lekarzy bo nie powiedzieli, 
że dziecko z UCZULENIEM NA KAZEINĘ nigdy nie powinno być szczepione.

Jak wygląda to uczulenie?
Prawie jak "skaza białkowa", tyle, że w środku, w organizmie jest prawdziwa rewolucja.
I leczyłam małą na skazę białkową a żaden konował nie powiedział, że to może być coś poważniejszego.

Po wielu miesiącach poszukiwań znalazłam kilka informacji.
Poniżej jednej z ciekawszych artykułów, całość pobrana z:



Szczepienia i powikłania poszczepienne

Opublikowano: 27.09.2008 | Kategorie: Zdrowie

Szczepienia i powikłania poszczepienne u niemowląt i małych dzieci. Niebezpieczeństwa i niemoralne tło szczepień.


1. WSTĘP

W poniższym artykule chciałbym omówić ogólne problemy dotyczące szczepień. O większości z nich nie mówi się głośno, gdyż lekarze – przez wzgląd na własny interes albo z niewiedzy – szczepią dzisiaj wszystko, co się rusza.

Dlatego też już najmniejsze dziecko dostaje pozornie ‚ochronne’ szczepienia na wszystko, tak samo jak starszy człowiek dostaje swoje roczne szczepienie przeciw grypie.

W dodatku z reguły nie zwraca się uwagi na to, czy obaj kandydaci do szczepienia są w ogóle na tyle zdrowi, żeby można ich było w odpowiedzialny sposób zaszczepić. Znane jest mi wystarczająco dużo przypadków, kiedy zaszczepiono zarówno zakatarzonego malucha jak i zaziębionego seniora.

W rzeczywistości robi się w ten nieodpowiedzialny sposób interes na zdrowiu pacjenta.


2. WŁASNE OBSERWACJE DOTYCZĄCE SZCZEPIEŃ

Wcześniej nie traktowałem szczepień aż tak krytycznie, jednak w ostatnich latach przyjrzałem się tej problematyce dokładniej. W mojej praktyce lekarskiej coraz częściej mam do czynienia z dziećmi zapadającymi na choroby nietypowe dla ich sytuacji rodzinnej i ich otoczenia: zaczynając od kurzajek na dłoniach i stopach, a kończąc na słabych wynikach w szkole i ciągle powracających przeziębieniach.

To doświadczenia kazało mi inaczej spojrzeć na problem szczepień. Skutek tego jest taki, że dzisiaj każę moim pacjentom przynosić ze sobą książeczkę szczepień i sprawdzam po kolei energetyczne skutki zaaplikowanych szczepień. Z reguły po dłuższych poszukiwaniach trafiam przy szczepieniach na przyczynę choroby.

Według moich obserwacji ‚winne’ są wszystkie szczepionki, bez wyjątku!

Czasem nawet kilka szczepionek jednocześnie pozostawia swój szkodliwy ślad w młodym organizmie. Wtedy każdą ze szkodliwych substancji ‚wyprowadzam’ z osobna z organizmu.


3. OTOCZENIE DZIECKA

W dyskusjach o szczepieniach pomija się zazwyczaj fakt, że w naszym kręgu kulturowym z jego wysokim standardem życiowym małe dziecko jest dosyć dobrze chronione przed wszelkimi chorobami. Niemowlę leży na kocyku lub w łóżeczku i nikt nie pozwala dotknąć mu czegokolwiek, co mogłoby wywołać jakąkolwiek chorobę.

Kontakt z brudem i zarazkami jest zatem możliwie najmniejszy. Dziecięcy system odpornościowy dojrzewa powoli i ostrożnie. Dziecko stopniowo poznaje zarazki występujące w jego bezpośrednim otoczeniu, a jego system odpornościowy powoli się do nich przyzwyczaja.

Jedynym źródłem, od którego niemowlę może się zarazić, są przeziębieni rodzice albo rodzeństwo, które gdzieś ‚złapało’ jedną z dziecięcych chorób. Jednak, gdy niemowlę jest karmione piersią, choroby te nie stanowią dla niego prawdziwego zagrożenia, gdyż z mlekiem matki dostaje odpowiednie przeciwciała.


4. WCZESNE SZCZEPIENIA CELEM ZATUSZOWANIA REAKCJI UBOCZNYCH

Gdybyśmy pozostawili dziecko w tym idealnym otoczeniu, zaczęłoby ono w końcu chodzić i mówić i wszyscy mogliby potwierdzić, że rozwija się ono doskonale. Gdyby zaszczepić takie dobrze rozwinięte dziecko, każdy mógłby bez problemu dojrzeć związek między szczepieniem a ewentualnymi upośledzeniami i powikłaniami po szczepieniu. Przed szczepionką mieliśmy przecież normalnie rozwinięte dziecko, które chodziło i mówiło i które nagle po kilku tygodniach lub miesiącach tego nie robi i w ogóle nie rozwija się tak, jak tego byśmy oczekiwali. Całe grono krewnych i przyjaciół mogłoby więc potwierdzić poprzedni normalny rozwój dziecka i każdy sąd uznałby, że dziecko doznało uszkodzeń w wyniku szczepienia.

Nagle do odpowiedzialności pociągnięty byłby lekarz, który nie poinformował należycie rodziców o możliwości wystąpienia takich powikłań i przemysł farmaceutyczny, który wyprodukował tą truciznę.

Sprzedawcy szczepionek bardzo szybko rozwiązali problem odpowiedzialności za skutki szczepień: żaden pediatra nie czeka dzisiaj ze szczepionką, aż dziecko osiągnie taki etap rozwoju, który mógłby być potwierdzony przez osoby trzecie.

Tylko dlatego szczepi się dzisiaj dzieci w stadium, w którym nie są jeszcze w pełni rozwinięte, mianowicie w wieku 3-6 miesięcy!

Przez to bardzo trudno jest udowodnić, że dalszy stan zdrowia dziecka jest wynikiem powikłań poszczepiennych. Nikt z rodziny ani nikt z dalszego otoczenia dziecka nie jest w stanie udowodnić przed sądem prawidłowego rozwoju dziecka przed szczepieniem i tym samym związku między szczepieniem a szkodami na zdrowiu dziecka.


5. NEGATYWNE REAKCJE POSZCZEPIENNE U MAŁYCH DZIECI

Według badań prowadzonych przez monachijski Uniwersytet Ludwika Maxymiliana przeciw odrze i śwince szczepi się obecnie w Niemczech ok.70% dzieci, przeciw kokluszowi i różyczce ok. 50%, a przeciw żółtaczce typu B ok. 20%. Z tendencją opadającą (liczby te pochodzą z gazety „Heilpraktiker-News-letter” z dnia 15.05.2004).

Jako homeopata pytam się jednak, po co szczepić zapobiegawczo przeciw odrze i śwince, różyczce czy kokluszowi. Są to choroby, które pokolenia przed nami przeszły bez żadnych problemów i na mój rozum trzeba by mieć naprawdę dobre powody, żeby mimo to w pojedynczych przypadkach szczepić.
Szczegóły na ten temat można znaleźć w świetnej książce: dr med Gerhard Buchwald „Impfen – das Geschäft mit der Angst” , Droemersche Verlaganstalt, 2000 („Szczepienia – biznes strachu”).

Takie, moim zdaniem, kryminalne postępowanie należy potępić szczególnie dlatego, że małe dziecko jest szczepione nie tylko przeciw jednej chorobie, ale dostaje zazwyczaj szczepionkę skojarzoną przeciw kilku chorobom na raz.

To trzeba sobie uświadomić!

Wszystkim, którzy nie są pewni, czy szczepić, czy nie, polecam gorąco stronę internetową niemieckiej organizacji poszkodowanych przez szczepienia „Schutzverband für Impfgeschädigte e. V” – www.impfschutzverband.de – adres: Postfach 5228 – 58 829 Plettenberg, na której dostępne są statystyki dotyczące częstotliwości i rodzajów zachorowań po poszczególnych szczepionkach.

Z katastrofalnej szczepionki wieloskładnikowej z 7 składnikami zrezygnowano na razie, ponieważ dochodziło po niej do wczesnej śmierci łóżeczkowej niemowląt, a poza tym już 6-składnikowa szczepionka miała wielokrotnie śmiertelne następstwa. We wrześniu 2005 r. wycofano z rynku szczepionkę skojarzoną Hexavac firmy Pasteur MDS/Leimen, która miała chronić przed dyfterytem, tężcem, krztuścem, żółtaczką typu B, polio oraz Hib. Wycofano ją ponieważ rzekomo nie dawała wystarczającej ochrony przeciw żółtaczce typu B. Powtórnych szczepień na żółtaczkę u dzieci szczepionych tą szczepionką jednak nie zalecono. Wiadomo poza tym, że dochodziło do wypadków śmiertelnych po podaniu tej szczepionki.

Ale i 3- lub 5-krotne szczepionki są wystarczająco szkodliwe! Wydaje się, że są bezpieczne i że dzieci dobrze je znoszą. W pierwszym rzędzie mają jednak dla zwolenników szczepień tą zaletę, że bardzo trudno jest później udowodnić związek między szczepieniem a zaistniałymi reakcjami ubocznymi.
Kto więc uważa, że musi koniecznie zaszczepić dziecko, powinien obstawać przy pojedynczych szczepionkach i uważać, żeby dziecko było naprawdę zdrowe w momencie szczepienia. Szczególnie ważne jest, żeby do następnego szczepienia upłynęło kilka miesięcy.

Takie postępowanie ma dla fanatyków szczepień tą wadę, że nie mogą wcisnąć dzieciom w krótkim czasie tylu szczepionek, ile są w stanie sprzedać. A przez to zmniejszają się ich zyski! Reakcje uboczne po szczepieniu można poza tym najłatwiej udowodnić, jeśli dziecko w ogóle nie było szczepione przed ukończeniem drugiego, trzeciego roku życia.

Organizm dziecka nie jest w żaden sposób przygotowany na atak szczepionki skojarzonej. W szczególności mózg niemowlęcia nie jest jeszcze do końca rozwinięty, tak że wszystkie obecne w organizmie bakterie i częściowo wysoce trujące nośniki szczepionek, jak np. rtęć (Thiomersal) i jej pochodne dostają się także do niego.

Oczywiście mówimy tutaj o najmniejszych dawkach tych trucizn, ale kto jako terapeuta zna poważne uszkodzenia zdrowia wywołane plombami amalgamatowymi, ten wie, o czym mówię i nie zakwalifikuje tych ‚minimalnych’ ilości trucizny jako dopuszczalnych u małego dziecka. Stąd spotyka się dziecięce mózgi, które zostały jakby nadgryzione albo przeżarte przez szczepionki. Sam leczyłem już takie przypadki.


6. WOJNA PSYCHOLOGICZNA LEKARZY I PRZEMYSŁU FARMACEUTYCZNEGO PRZECIW RODZICOM

Tego opinia publiczna nie jest świadoma!

Ponieważ dzieci szczepi się tak wcześnie, problem skutków ubocznych po szczepieniach można łatwo rozmyć i zaciemnić. Powikłań poszczepiennych nie przypisuje się zazwyczaj szczepieniom, lecz zawoalowuje się je jako ogólne ‚genetyczne’ wady poszkodowanego dziecka.

Lekarze nie chcą z reguły przyjąć do wiadomości, że to z winy szczepienia dziecko wciąż choruje albo jest nawet upośledzone.

Nie ma się też co dziwić, że szkody poszczepienne zgłasza się bardzo rzadko i równie rzadko uznaje się je przed sądem, a cały świat udaje, że szczepienia są całkowicie bezpieczne. Inaczej byłoby, gdyby to szczepiący lekarz musiał udowodnić, że ewentualne reakcje uboczne nie są wynikiem szczepienia, a także gdyby był pociągnięty do odpowiedzialności za niepoinformowanie rodziców o ryzyku związamym ze szczepieniem.

Powszechnie wiadomo, że lekarze zazwyczaj nie informują rodziców o możliwych skutkach ubocznych szczepień. Mam tu na myśli nie zaczerwienienie i opuchliznę po ukłuciu, ale późne i długotrwałe następstwa takie jak: epilepsja, upośledzenie umysłowe, paraliż, uszkodzenie systemu nerwowego, uszkodzenie systemu immunologicznego (m.in. ciągłe choroby z powracającym zapaleniem uszu), problemy w nauce, nadpobudliwość, alergie, astma.

Z drugiej strony pediatrzy wywierają presję na niezdecydowanych lub wręcz niechętnych szczepieniom rodziców (w Niemczech szczepienia nie są obowiązkowe, a jedynie zalecane). Lekarze mówią przy tym otwarcie, że w przypadku odmowy szczepienia nie ponoszą odpowiedzialności za ewentualne szkody na zdrowiu poniesione w wyniku odmowy szczepienia dziecka.

Także chętne do pomocy media dają się w swojej naiwności świetnie zaangażować w reklamę na rzecz szczepień. Na przykład w mojej codziennej gazecie na stronie poświęconej zdrowiu znajduje się doniesienie, że zimą 2003/2004 roku ponad 5000 dzieci w wieku od 0 do roku trzeba było hospitalizować z powodu grypy.

Liczba warta zastanowienia. Jak do niej doszło?

W pierwszym rzędzie zastanawiam się, jak to się stało, że maluchy miały w ogóle kontakt z ‚grypą’.W końcu nikt, kto jest mocno przeziębiony, a tym bardziej jeśli ma grypę, nie kontaktuje się normalnie z takimi małymi dziećmi. Zazwyczaj sam opiekun nie dopuszcza do takich kontaktów.

Poza tym nie wszystko, co lekarze nazywają grypą, jest rzeczywiście prawdziwą, spowodowaną przez wirus grypą. Lekarze, stawiając diagnozę, kierują się zazwyczaj wyczuciem, gdyż dokładne badania wirusowe na grypę są za drogie dla kas chorych.

Przede wszystkim trzeba tu przypomnieć, że właśnie w pierwszych 12 miesiącach życia dzieci dostają szczepionkę skojarzoną, którą niektóre z nich znoszą bardzo źle. U tych dzieci – szczególnie, gdy w momencie szczepienia nie były całkiem zdrowe, a to zdarza się bardzo często – nawet cięższe bakteryjne przeziębienie odbija się katastrofalnie na zdrowiu, więc na wszelki wypadek kieruje się je do szpitala. Tam ustala się, że rzeczywistym niebezpieczeństwem była grypa, a nie szkody wyrządzone przez szczepionkę. W oświadczeniu prasowym czytamy potem: „Izba lekarska Badenii-Würtembergii poleca wszystkim zagrożonym osobom, żeby zaszczepiły się przeciw wirusowi grypy.” A więc jeszcze więcej szczepień dla najmłodszych dzieci?

No i stoi tak ta młoda matka i nie wie, co ma robić. Bez żadnej fachowej wiedzy, ale z pogróżkami lekarza w pamięci! I chciałaby wszystko zrobić dobrze, bo nie jest przecież ‚nieodpowiedzialną’ matką, jak jej niektórzy dają do zrozumienia. Co powiedziałby mąż i krewni, gdyby dziecko zachorowało na skutek odmowy szczepienia? A ona sama dopiero? Poza tym wszyscy inni przecież też szczepią! I pan doktor też powiedział, że szczepienie nie jest niebezpieczne. A jeśli u dziecka jednak wystąpią jakieś powikłania, to i tak nikt nie będzie wiedział, czy to rzeczywiście od szczepienia. Lekarz przecież i tak tego nie potwierdzi, inaczej mogliby go zaskarżyć. Z drugiej strony jednak, czy zrobiła wszystko dobrze, szczepiąc dziecko, jak na posłuszną matkę przystało!?


7. ŚMIERĆ DZIECI BEZ SZCZEPIEŃ OCHRONNYCH?

Głównym argumentem przemawiającym za szczepieniami jest zawsze przytoczenie pojedynczych przypadków śmiertelnych połączone z dobitnym ostrzeżeniem, że to samo może się przydarzyć nieszczepionym dzieciom.

Oczywiście nie powinno się poddawać w wątpliwość tych śmiertelnych przypadków, ale z reguły żaden ze szczepiących w naszej miejscowości lekarzy nie zna dokładnych okoliczności śmierci, nie wie nic o stanie zdrowia i socjalnym otoczeniu zmarłego dziecka.

Wiadome jest tylko, na co ono zmarło. Ta wskazówka wystarcza jednak zazwyczaj, by nastraszyć rodziców i żeby zdrowemu niemowlakowi, dorastającemu w ochronnej atmosferze z dala od tego miejsca, w którym zmarło to podobno nieszczepione dziecko zaaplikować nie tylko jedną szczepionkę, ale zaraz kilka jednocześnie.

Z mojego punktu widzenia jest to nieodpowiedzialne działanie, gdyż wystawia się dziecko na ryzyko szczepienia, chociaż w swoim otoczeniu, w którym jest zazwyczaj chronione i otoczone opieką, nigdy nie miałoby kontaktu z wirusami tych ciężkich chorób.

W specjalistycznym czasopiśmie Co MED 05/2001 ukazał się artykuł renomowanego przeciwnika szczepień dr med. G. Buchwalda o rzeczywistym znaczeniu szczepień w wytępieniu chorób infekcyjnych. Dostępny jest on pod adresem: „Das neue Infektionsschutzgesetz – Gedanken und Rückblicke eines Arztes” – http://www.homoeopathiker.de/impfen/infektions.html.

Dr Buchwald udowadnia, że do wytępienia chorób infekcyjnych przyczyniły się nie szczepienia, ale spełnienie następujących warunków:

1. Nienagannie czysta, bakteriologicznie sterylna woda.
2. Kontrolowane usuwanie i oczyszczanie ścieków.
3. Czyste, jasne i ogrzewane mieszkania.
4. Wystarczająca ilość jedzenia (dopiero od 1950 roku wszyscy ludzie w zachodniej Europie mają codziennie wystarczającą ilość jedzenia).

Jeśli te warunki wśród ludności są spełnione, szczepienie nie jest potrzebne. Wpisane w cztery kwadranty krzyża, nazywa się te 4 warunki ‚krzyżem higieny’.


Tak więc decydujące znaczenie przy zachorowaniu na którąś z chorób infekcyjnych mają nie szczepienia, ale warunki życia dotkniętej osoby.

To też wyjaśnia, dlaczego przykładowo gruźlica w USA ma coraz większy zasięg. Kto zna zrujnowane stosunki socjalne potęgi militarnej, jaką jest USA, ten wie o ciągłym powiększaniu się slamsów w amerykańskich metropoliach, o konsekwencjach brakującego w Stanach ubezpieczenia zdrowotnego itd.

‚Walka z terrorem’ pochłania w USA rocznie setki miliardów dolarów, ale jednocześnie w Niemczech kwestuje się dla bezdomnych z Nowego Jorku, którzy wegetują tam w najbardziej niegodnych i nędznych warunkach jako odpady bogatej Ameryki.

Wśród tych ludzi mnożą się coraz bardziej choroby infekcyjne i okazuje się przy tym, że skuteczne kiedyś antybiotyki i sulfonamidy, dzisiaj najczęściej nie działają.

Zamiast jednak zadbać o dobre warunki socjalne jako nieodzowną i wystarczającą ochronę przed epidemią, nadużywa się wyników tego niedomagania jako argumentu, żeby szczepić ludzkość na korzyść amerykańskich koncernów farmaceutycznych.

Ten, kto leczy skutki uboczne szczepień, utwierdza się wciąż w przekonaniu, że obecnie lekarze szczepią małe dzieci bez umiaru. Wielu pediatrów nie ma w ogóle pojęcia, co robi! Roczne dziecko jest już 4 razy zaszczepione przeciw tężcowi i przeciw innym chorobom w szczepionce skojarzonej, więc nie ma się co dziwić (o ile w ogóle ktoś się jeszcze dziwi!!!), że wyrasta z niego później dziecko, które jest nadpobudliwe,rozdrażnione, ma osłabioną odporność i kłopoty w szkole. Z tego żyje potem cała rzesza przeróżnych terapeutów.

Nie pozwólcie tego zrobić z Waszymi dziećmi!


8. PRZYMUS I SZALEŃSTWO SZCZEPIEŃ

Do mojego gabinetu przychodzi coraz więcej dzieci, u których występują negatywne reakcje po szczepieniach. Po podaniu środków homepopatycznych przeciw tym szczepieniom następuje znaczna poprawa, co potwierdzałoby moje przypuszczenia, że dane dolegliwości są właśnie skutkiem szczepień.

Wyjątkowo mocno zakorzenione jest przekonanie o konieczności i słuszności szczepienia przeciw tężcowi. W broszurze „Heilpraktiker-news-letter” z dnia 15.5.2004 czytamy:

„Nawet ludzie krytycznie nastawieni do szczepień uważają szczepienie przeciw tężcowi za rozsądne posunięcie, gdyż ‚w trakcie zabawy zawsze może się coś przydarzyć’. To przesąd, rzeczywistość bowiem wygląda zupełnie inaczej: w roku 2003 doszło w Niemczech do 42 przypadków zachorowań na tężec, z czego 5 było śmiertelnych. Wszyscy, którzy zachorowali, mieli ponad 55 lat… Tajemnicą pozostaje więc, dlaczego prześladuje się tą szczepionką małe dzieci.”

W końcu jednak szczepi się na wszystkie choroby i nikt się wcale nie dziwi, że mimo tych masowych szczepień dochodzi do sporej liczby zachorowań w przedszkolach i szkołach.

Jak poradzono sobie z opornymi wobec szczepień w ‚cywilizowanych’ krajach, pokazuje przykład USA, gdzie szczepi się wszystko, co porusza się na dwóch nogach. Podobnie jest w Austrii: jeśli dziecku brakuje jakiegoś szczepienia, nie dostanie ono miejsca w przedszkolu i nie zostanie nawet dopuszczone do szkoły.

Podobny sposób myślenia rozpowszechnia się coraz bardziej w Niemczech, chociaż szczepienia nie są tu obowiązkowe. Niektóre przedszkola zwlekają z przyjęciem nieszczepionych dzieci i w ten sposób – niezgodnie z prawem – zmuszają do szczepień.

Wszystko to dzieje się na korzyść przemysłu farmaceutycznego i jego pomocników, którzy robią na szczepieniach miliardowy interes!

Autor: Wolf-Alexander Melhorn – praktykujący lekarz
Tłumaczenie: Monice Drejer-Kaak
Źródło: www.melhorn.de

KONTAKT Z AUTOREM

Angebot unter Wolf-Alexander Melhorn
Schloßsteige 21
D – 73479 Ellwangen
Niemcy
Email: wolf-alexander@melhorn.de
Tel. 07961 – 51843

sobota, 17 listopada 2012

26.) skąd się tacy nawiedzeni biorą?

Faktycznie choroba przy małym dziecku to prawdziwa sztafeta.
U nas kończy się druga runda...mam nadzieję, że ostatnia.

A opieka nad chorymi dziećmi (no bo chory facet jest tak samo upierdliwy jak chore dziecko)...wykańcza.

Kiedy już chore zasną, mogę trochę odetchnąć...
ale jestem tak zmęczona, że już kompletnie nic mi się nie chce.
Właśnie dlatego, co jakiś czas, tak na odstresowanie, przeglądam sobie różne strony.

To co znalazłam ostatnio, zjeżyło mi włosy na głowie.
Rzecz dotyczyła dyskusji na temat "kompromisu".

Oczywiście ilu "za" tylu "przeciw", ale jeden wpis był tragiczny. Streszczę w "dwóch słowach" bo całość mnie odrzuca. A mianowicie: "jest zło i dobro; ja jestem dobra więc ta druga osoba jest zła (z kontekstu); każdy musi wybrać: dobro czy zło; jeśli jest mądry wybierze dobro czyli to ja mówię/robię/itp.; kompromis jest złem bo nie wybiera dobra (czyli strony tej co to napisała)"

No i "nóż mi się w kieszeni otworzył". Czy takich debili sieją czy ktoś ich rodzi???
Jak można być tak zaślepioną idiotką???
Przecież idąc dalej tokiem rozumowania tej kobiety, to Hitler i jemu podobni byli czystym dobrem, same anioły...bo nie uznawali kompromisu - ich musiało być "na wierzchu".

Przez takich ludzi jak ta kobieta są wojny! giną ludzie! szerzy się niewyobrażalne cierpienie!

Nie po to inteligentni ludzie kombinują, idą na kompromis by teraz jakaś klępa wymądrzała się.
Chciałbym kiedyś spotkać tą "panią" i zapytać ją wprost, kto jest jej idolem:
Stalin, Hitler czy de Torquemada???

W końcu oni byli bardzo bezkompromisowi (czyli wedle jej mniemania dobrzy)
a każdy z nich miał na rękach krew milionów niewinnych...
jednak rozumując tak jak ona: zamordowanie kogoś, kto ma inne zdanie...nie jest złe???

Jestem przerażona podejściem co niektórych ludzi do życia, do własnego jestestwa.

Może moje słowa są zbyt silne, jednak chciałam zaznaczyć, że kompromis w sprawie koloru ścian w kuchni a taki w sprawie wojny, tak naprawdę są takie same. To działa w identyczny sposób.

Ja osobiście jestem całym sercem za kompromisem
(oj wedle niej to pewnie jeszcze za życia będę się smażyć w piekle)
i mam gdzieś, takie nawiedzone gadanie.


P.S.
Ciekawe, czy swojemu szefowi też narzuca własne zdanie...czy tu jest zła do szpiku kości i mu ustępuje, czyli, jakby nie było, idzie na kompromis.
.

czwartek, 8 listopada 2012

25.) wykopane z sieci

Moja Księżniczka ostatnio wymyśliła sobie dodatkową porę karmienia-w środku nocy.
Na szczęście w końcu zasnęła-no prawie. 

Mam chwilę dla siebie (czytaj: czekam, aż Mała na pewno zaśnie)
...więc postanowiłam poszukać w necie czegoś na poprawę humoru.

Oto co znalazłam:


Kto im wymyślał te ogłoszenia???
Gratuluję polotu :-)

A teraz coś bardzo prawdziwego...prawda drogie panie?


I ci nasi panowie później się dziwią, że cały czas trzeba ich kontrolować...



P.S.
A tobie mówi żebyś się nie malowała w aucie bo tapicerkę wybrudzisz...



Jak widać na załączonych obrazkach: facet to przez całe życie mały chłopiec...
...tyle, że po trzydziestce matkuje mu żona
:-)
.

sobota, 3 listopada 2012

24.) Smentarne szaleństwo

Było Halloween - oj wszystkie kościelne babcie przeżywały horror.

Było wszystkich świętych - uwaga łuna nad cmentarzem.

No i było święto zmarłych.

A więc tak. Halloween rozumiem - dzieciaki poprzebierane latają po cukierki.
Co prawda u nas to święto jest jeszcze w powijakach i ma wielu przeciwników. 
Z drugiej strony, jakoś tym świętojebliwym "andrzejki" ze swoimi wróżbami nie przeszkadzają...

Było wszystkich świętych... No i tu pojawia się pytanie: czy oni wszyscy byli święci? Nie sądzę...
No ale większość żyjących 1.XI. ma wolne więc nie dziwota, że lecą na groby.
A jaka ściema - cały rok wszystkim za daleko na cmentarz a w ten jeden dzień jakby próbowali podpalić nagrobki, krzaczki, ogółem cały cmentarz...

No i oczywiście świętojebliwe paniusie bardzo niezadowolone, że wile poszło w dziećmi.
No ja pierdziele co za wredne, głupie klempy. Stała taka jedna za nami. 
Cały czas telefon jej dzwonił - w końcu jakiś facet zwrócił jej uwagę
psiocząc na niego (dość głośno żeby wszyscy w koło słyszeli) ściszyła komórkę...

Chwila ciszy...
Nie trwało to długo - koleżanka do niej podeszła... 

Jak już było po komunii ta zakłamana bździągwa podeszła do nas z tekstem:
"jak można tak ludziom przeszkadzać? z dzieckiem na mszę?
czy wy wstydu nie macie?"

CO ZA TUPET !!!!

CAŁĄ MSZĘ PRZESZKADZAŁA,
OBGADYWAŁA INNYCH,
POTEM JAKBY NIGDY NIC - POLECIAŁA DO KOMUNII 
A NA KONIEC CZEPIA SIĘ DZIECI ????

mojego ślubnego najpierw zatkało, potem się w nim zagotowało...ale zanim ruszył do ataku
(a minę miał taką, że chyba udusiłby ją gołymi rękami
a tą pieprzoną komórkę wcisnął tak gdzie słońce nie dochodzi)

no ale zdążyłam przed nim

nie wyzywałam
nie kłóciłam się

tylko powiedziałam:
"Jezus chciał, żeby dzieci do niego przychodziły, więc kim ty jesteś, że mi tego zabraniasz?"

...suka się nie poddała:
"dzieci przeszkadzają. KOŚCIÓŁ NIE JEST DLA NICH"

(ciekawe co na to księża???)

oj wtedy to mnie szlag trafił i stwierdziłam (odpowiednio głośno):
ODEJDŹ ODE MNIE SZATANIE !!!

wzięłam za rękę mojego ślubnego (którego już odetkało i jak go znam rzuciłby małpie ostrą wiązankę)
i ruszyliśmy w stronę wyjścia

było to bardzo efektowne wyjście

gdyby nie napierający tłum to pewnie zostałaby tak wmurowana w ścieżkę z głupio otwartą gębą :)

CO JAK CO ALE NIKT NIE BĘDZIE SIĘ MOJEGO DZIECIAKA CZEPIAŁ


P.S.
Świętojebliwe - to określenie wymyślone przez babcię Małej Kosmitki.
Dotyczy ono właśnie takich bab co to latają na każdą mszę,
co chwilę do spowiedzi i do komunii...
a żadnej nauki z tego nie wynoszą...
i oczywiście nie widzą swojego przeszkadzania 
a dzieci (i kaszlących) to by zamordowały za głośniejszy dźwięk

środa, 31 października 2012

23.) Skarby, Strachy, Zmory i Upiory

Halloween.

Dziś będzie noc duchów.


Dzieciaki będą biegać po cukierki i robić psikusy

na ulicy zaroi się od wiedźm i księżniczek
wampirów, czarowników i książąt

pewnie też kilka wilkołaków zerwie się ze smyczy
i zombiaki wyjdą na przechadzkę

... ale w naszym dziwnym kraju większość ludzi utknęła w czasie i takich nowości przetrawić nie umie ...
polecam "ranigast"

oby w dzisiejszą noc wszelkie straszydła, widziadła i zmory różnej maści omijały wasze domostwa
i dopadły tych świętojebliwych, którzy utknęli w średniowieczu


ps.

Mała Kosmitka też będzie "chodzić z psikusem"

-a przy takich rodzicach jak my-przy naszym poczuciu humoru i pomysłowości-

biada temu kto nie przygotował smakołyka :)


udanego straszenia sąsiadów
i
owocnego zbierania cukierków

...

uważajcie na zęby ... przecież nie chcemy dawać zarobić dentystom po każdej chwili przyjemności  :)
.
(fotki z sieci)

środa, 17 października 2012

mackowate, oślizgłe i cała reszta :-)

Moja kuzynka bardzo lubi owoce morza.

Krewetki, ośmiorniczki, i inne obślizgłe i bezkształtne stwory...

Więc specjalnie dla niej wykopałam coś z mojej "wielkiej księgi przepisów".


KREWETKI  Z  MASŁEM  IMBIROWO-ZIOŁOWYM

Składniki:
  • 24 duże krewetki (świeże lub rozmrożone)
  • 1 limonka lub cytryna
* masło smakowe:
  • 6 łyżek miękkiego masła
  • 3 zmiażdżone ząbki czosnku
  • 2 łyżki posiekanego szczypiorku
  • 2 łyżeczki startego świeżego imbiru
  • 2 łyżeczki oleju sezamowego
  • sól i pieprz

Przygotowanie:

* przygotuj masło smakowe:
  • miękkie masło utrzyj z czosnkiem, imbirem i olejem na gładką pastę
  • dodaj szczypiorek, przypraw solą i pieprzem
  • włóż do lodówki
* krewetki:
  • krewetki obierz ze skorupek, umyj i dokładnie osusz
  • na dużej patelni rozgrzej 2 łyżki przygotowanego masła smakowego i obsmaż krewetki na złoty kolor
  • na każdej krewetce połóż kawałek pozostałego masła
podawać zaraz po przygotowaniu z cząstkami limonki lub cytryny



Agata i cała reszta: SMACZNEGO :-)

piątek, 12 października 2012

22.) nie ma już nic do odkrycia?

Ależ się wczoraj uśmiałam.

Mój kolega sprzed ołtarza znalazł pewien artykuł.

Znudzeni naukowcy postanowili pokazać światu jak będą ludzie wyglądali w przyszłości. Do czego doprowadzi postęp nauki na każdym polu.

Kiedy zobaczyłam grafikę....od razu pomyślałam, że to jakieś wykopalisko...
ale doczytałam podpis pod obrazkiem i zatkało mnie ze śmiechu.


Mały mózg... długie ręce i nogi...
brak komunikacji werbalnej...

Przecież to już było.
Czyli człowiek, który ma do swojej dyspozycji wszelkiego rodzaju zdobycze naukowe
nie będzie się różnił od tego, który ledwo co zszedł z drzewa?


Panowie naukowcy,
co wy bierzecie?

(grafika znaleziona w sieci)

czwartek, 11 października 2012

21.) ten zasrany świat

Czasem, kiedy Mała Kosmitka już słodko śpi, przeglądam sobie plotki w necie.

To co wyczytałam ostatnio, to było tak żenujące, że aż brak słów.

Zero kultury, zero wychowania i ogólne samouwielbienie.

Pewna panna, która jest ledwo aktorzyną a uważa się za Oscarową divę pokazała ile jest warta.

Jak można być tak zapatrzonym w sobie ?
Jak można zachować się w tak chamski sposób ?
Z powodu własnego "widzi-mi-się" zmarnować posiłek i chwilę odpoczynku innym osobom ?

Ja też jeżdżę z małym dzieckiem.
Ja też mam czasem problem gdzie Małą przewinąć.

Ale żeby zasmrodzić knajpę i obrzydzić posiłek innym ???
Nigdy by mi to nawet przez myśl nie przeszło !
Ale mnie rodzice dobrze wychowali i wiem jak się zachowywać w miejscu publicznym.

Z całą pewnością zyskała rozgłos, ludzie o niej gadają, znowu jest jej pełno w kalorowych pisemkach, chociaż jest to 100% antyreklama-ona pewnie jest z siebie dumna jak paw.

Nawet się nie zastanowiła, że za parę lat to z jej córki będą się śmiać:
"a twoja matka świeciła twoim gołym tyłkiem w knajpie i pokazała/opowiadała jak się obsrałaś"
niby tak kocha to dziecko a zachowała się jakby nienawidziła z całego serca

Zachowanie w stylu "nie ważne co piszą, byleby pisali" jest poniżej wszelkich standardów.

Nie uczy się nawet na cudzych błędach...
parę lat temu jedna piosenkarka zrobiła dokładnie to samo:
pokazała obfajdane dziecko w mediach...i co ?
do tej pory się śmieją...i z dziecka i z niej

Jak można być tak odrażającym ignorantem ?

Dziwię się, że obsługa nie wywaliła jej na zbity pysk !!!
Ja bym się nie zastanawiała...


 
Poza tym, pewnie nie ja jedna, już nigdy nie zawitam do kanjpki na tych stacjach....
bo niby jechała z Mazur ale gdzie dokładnie wysmarowała ten stół kupskiem to nie doczytałam...
więc nie będę ryzykować odwiedzin w żadnej z nich.


 
A na miejscu tych ludzi, którym zmarnowała chwilę odpoczynku, pozwałabym ją o nieobyczajne zachowanie i utrudnianie życia (jestem pewna, że jest na to nawet kilka paragrafów).

Natomiast gdybym była na miejscu szefów tej stacji benzynowej, oskarżyłabym ją o działanie na szkodę firmy, narażenie na straty finansowe i moralne (oj tu to już jest cała litania paragrafów).



PS.1.
Mało seriali oglądam, ale z nią już żadnego nie obejrzę. Tak samo jak nie kupiła żadnej płyty tamtej piosenkarki. Niby takie wspaniałe matki a zmarnowały dobre imię swoich dzieci.

...

biedne dzieciaki mają przesrane już na starcie życia  ;-)




PS.2.
Tak natrętne i upiardliwe owady się tępi...
obsługom innych stacji polecam zaopatrzyć się w "muchozol"
.

wtorek, 9 października 2012

dla (mniej lub bardziej) wymagających

Kolejną przystawką, która u mnie zrobiła furorę, była sałatka serowa.

Nie jest to danie dla każdego, bo akurat ten rodzaj sera trzeba lubić. Jednak od czego są pomysły?
Każde danie można zamienić, wystarczy wziąć inne składniki (ale trzymać się zasady: zamieniam ser na inny ser, owoc na inny owoc lub warzywo). W ten prosty sposób każdy znajdzie coś dla siebie.

FETA Z ORZECHAMI

Składniki (na 4 porcje):
  1. opakowanie fety
  2. 3 świeże ogórki
  3. pół puszki kukurydzy
  4. jabłko
  5. garść orzechów włoskich (już bez łupinek)
  6. 3 łyżki oleju
  7. sok z cytryny
  8. sól i pieprz
  9. świerze zioła
Przygotowanie:
  • ogórki i jabłko umyć i suszyć.
  • jabłko obrać i pokroić w cienkie plastry
  • ogórki obrać, cienko pokroić, wymieszać z jabłkiem i skropić sokiem z cytryny
  • fetę pokruszyć widelcem następnie wymieszać z ogórkiem i jabłkiem
  • dodać odsączoną kukurydzę
  • olej doprawić do smaku solą, pieprzem i sokiem z cytryny. Tak przygotowanym sosem polać przygotowaną sałatkę
  • wstawić do lodówki
  • posiekać orzechy i posypać mini sałatkę
  • na koniec wszystko udekorować gałązkami świeżych ziół


PS.
oczywiście można dokonać kilku zamian:
np.:
1)
* fetę zamienić na twaróg
* ogórek na jakiś owoc, np. gruszki lub truskawki
* zamiast oleju polać syropem owocowym lub uwielbianym przez nie sosem czekoladowym
(w jednym i drugim wypaku można zastosować gotowe sosy do lodów)
i mamy pyszną sałatkę owocową dla dzieciaków

2)
* jeśli ktoś nie lubi fety, również zamieniamy na twaróg
* zamiast jabłka: pomidor, dynia, kabaczek, lub jakiekolwiek inne warzywo
(trzymamy się zasady jeden rodzaj za jeden, jeśli dodamy więcej niż jedno warzywo
 na zamianę, trzeba będzie dodawać więcej twarogu i przypraw)
i mamy sałatkę typowo warzywną w nietypowy sposób przygotowaną


Bez względu na to jaką wersję się wybierze, jest to danie łatwe i szybkie w przygotowaniu. Nie trzeba nic gotować, piec, smarzyć ani dusić ...więc żeby spieprzyć - trzeba być "bardzo zdolnym" ;)

U mnie zrobiły furorę wszystkie trzy wersje :-)
.

poniedziałek, 8 października 2012

20.) nocne - mocne

Już od jakiegoś czasu Mała Kosmitka jest z nami,
więc zdążyłam "przerobić" wszelkie znane mi sposoby poskramiania dzikich stworzeń
 (czytaj: usypiania)

Noszenie, tulenie, śpiewanie, czytanie bajek...
a tu ciągle płacz albo (w najlepszym wypadku) oczy jak pięciozłotówki

Stare padają na pysk a młoda ani myśli zasnąć :-(
...codzienność...

Ale wkońcu znalazłam sposób.
A właściwie nie jak tylko taka jedna pani Renata.

Napisała ona bardzo fajną usypiankę, bardzo przyjemnie się czyta
(a patrząc na Małą Kosmitkę) jeszcze przyjemniej słucha słucha

Jest to wierszyk (troszkę długi ale skoro ma uspokoić i uśpić to jest w sam raz),
opowiada o barankach. Dla zaintertesowanych:

RENATA SROKA     "Usypianka o barankach"



Ja osobiście znam już to na pamięć i polecam każdemu rodzicowi

Dobranoc :-)
.

pyszne, lekkie, proste = zachwycające

Kiedy zapraszasz wymagających gości należy przygotować się na każdą okoliczność.
Nauczona doświadczeniem, przed daniem głównym serwuję minimum dwie przystawki.

Dzięki temu ma się chwilę na dopracowanie dania głównego,
 jeśli goście przyszli chwilę za szybko.
Dziś jedna z nich (druga jutro).


SZYNKA W POMIDORACH

Składniki (na 8 porcji) :
  1. 20 dag szynki
  2. 8 pomidorów (nie za dużych-przecież nie chcemy, żeby goście po przystawce byli najedzeni)
  3. puszka groszku
  4. pół słoika marynowanego selera
  5. 3-4 jajka
  6. kilka gałązek koperku oraz natki pietruszki
  7. 3-4 łyżki majonezu
  8. sól i pieprz
Przygotowanie:
  • groszek i seler odsączyć
  • jajak ugotować na twardo, ostudzić i obrać
  • jajak i szynkę drobno pokroić
  • koperek oraz natkę umyć i posiekać (kilka gałązek zostawić do dekoracji)
  • tak przygotowane składniki sałatki wymieszać z majonezem
  • doprawić solą i pieprzem (sałatkę najlepiej przygotować około godziny przed podaniem)
  • pomidory przekroić (powyżej połowy) i wydrążyć środki
  • nałożyć do wydrążonych pomodorów kopiastą porcję sałatki
  • na konic udekorować natką oraz koperkiem


Pyszne, lekkie i wykwintne.
A co najważniejsze: łatwe w przygotowaniu i zachwyci wszystkich biesiadników.

U mnie ta przystawka zrobiła furorę i zniknęła z półmiska w oka mgnieniu
(a miałam aż 24 porcje)

SMACZNEGO :-)
.

sobota, 6 października 2012

19.) najpiękniejsze

To były najpiękniejsze urodziny w moim życiu.

Nawet 18-nastka wymiękła.


Dlaczego?


Bo teściowa nie przyszła :-)

Ba nawet nie zadzwoniła :-)

Tylko sms-a wysłała ... i to nawet nie do mnie tylko do mojego ślubnego :-)


Kobieta nawet nie zdaje sobie sprawy, że zrobiła mi najlepszy prezent (na jaki mogłam od niej liczyć)


Najfajniejsze jest to, że tak naprawdę to urodziny mam jutro a dziś tylko była mała imprezka :-)
W ten to łatwy sposób nie zepsuła mi ani imprezy ani urodzin :-)

Dziękuję  "mamusiu"

...
Oby tak dalej :-)
.

czwartek, 4 października 2012

18.) królik do zadań specjalnych

Dziecko po chorobie jest okropne.
Chciałoby na dwór i nie rozumie dlaczego nie wychodzi. Szczególnie to małe.

Przyzwyczailiśmy Małą Kosmitkę do kilku godzin na świeżym powietrzu dziennie
a teraz musi siedzieć w domu. Tragedia nie do opisania. Ale i okazja do pokazania "kto tu rządzi".

Krzyki i wrzaski od rana. Intensywne wpatrywanie się w okno.
I oczywiście obraza majestatu, że te zabiegi nic nie dają.

Wszelkiego rodzaju zabawy, bajki (czytane i oglądane) przestają działać.
Na szczęście jest jeszcze Carmelek - królik do zadań specjalnych.
Nasza uszata Mela jest jak "super niania" i "oddział komandosów" w jednym.

Pozwala Małej Kosmitce robić z sobą wszystko ale równocześnie pilnuje, żeby mała nie zrobiła sobie krzywdy. Wczoraj dzieciak taranem przetoczył się przez Carmelka.

Oczywiście dzieciak poruszał się na czterech...
ale i tak królik został najpierw przeciągnięty przez pół pokoju a potem rozdeptany
...nic sobie z tego długoucha nie zrobiła...

Bo sprawcą była Mała Kosmitka...
gdyby któreś z nas (tych większych) chociaż delikatnie potrąciło to zemsta byłaby straszna
(a mści się skubana za najmniejsze nie dopatrzenie
-np. brak ciasteczka na podwieczorek albo zakaz włażenia na stół i samoobsługi)

Co to ja pisałam?...

Właśnie. Dzieciak przetoczył się po króliku i skierował do kuchni...
Carmelek tylko się otrzepała po tych strasznych doświadczeniach i dopadła do Małej Kosmitki.

Krzyk dziecka.
Tupanie niezadowolonego królika.
Ogólne kongo.
O co?

Bo królik wie, że mała do kuchni nie może włazić (ale i tak próbuje)
więc Mela (jak zwykle) łapie dzieciaka za rękawek (lub nogawkę-zależy do czego dopadnie)
i ciągnie z powrotem do pokoju.

Dzięki temu wiem, że spokojnie mogę coś w tej kuchni robić
 a dzieciak nie zapałęta mi się nagle pod nogami.

No a królik...
cóż już przed przeziębieniem Małej musieliśmy zabierać długouchą na spacery.

A teraz, jak jest chłodno to i miejsce w karecie się znajdzie:

.

czwartek, 27 września 2012

17.) atak morderczych bakcyli 2

Po długiej nieobecności wreszcie mam chwilę dla siebie.

Wiadomo - jesień. A więc i choróbska atakują.

Przez ostatnie dni mieliśmy w domu prawdziwą kwarantannę. Morderczy bakcyl zaatakował wszystkich.

Najpierw rozłożyło dziadka.
Od niego przeszło na babcię.

Co prawda dziadkowie ograniczyli kontakt z małą kosmitką ale ja z nimi nie.
Więc siłą rzeczy kolejnym, przypadkiem zombie byłam ja.

Ależ przyjemnie się choruje kiedy w domu jest małe dziecko :(
Nie polecam...

Nie dość, że nie można liczyć na kubek gorącej herbaty
(bo tata kosmitki jeszcze się trzymał i latał do roboty)
to i głodnym krzyczącym kosmitą trzeba się zająć.
Zakupy też się same nie zrobią...

I bądź tu człowieku chory i poleż w ciszy i spokoju w łóżku...

Blada jak ściana, w delirium i z bolącym gardłem ... jak typowe filmowe zombie
nic dodać nic ująć

Mało tego, choróbsko, jak natrętny internetowy łańcuszek szczęścia, zaatakowało dalej.
Ja chora jak diabli a tata kosmitki zaczyna marudzić na łamanie w kościach, kaszel i gorączkę.

Nie dość, że sama ledwo żywa to jeszcze trzeba się było tą dwójką zająć.
Jedno szczęście, że u małej kosmitki skończyło się na lekkim katarze.

Ale tata kosmitki musiał wyzdrowieć w tempie ekspresowym bo u niego chorobowe=strata premii
(czyli jakieś 1/3 do połowy pensji
a w tym dziwnym kraju chyba nikogo nie stać na utratę kasy,
szczególnie jeśli jest to jedyne źródło utrzymania)

Sok z cytryny lał się strumieniami, mieliśmy rzeki miodem płynące a ilość czosnku na m2 mogłaby wystarczyć na wybicie wyszystkich wampirów jakie kiedykolwiek się pojawiły.

Ale wygraliśmy tą nierówną walkę :)

Teraz dochodzimy do siebie...
...a że zbliża się sobota, zamierzamy gnić przed telewizorem w łóżku...
...jak zapomniane kilkutygodniowe zwłoki.


PS.
Atak tej cholery zaczął się od szczepionek przeciw grypie w zakładzie pracy jednego z gości.

NIGDY WIĘCEJ NIE DAMY SIĘ NA TO NABRAĆ !!!
a tych co jednek dali się nabić w butelkę niewpuścimy do domu !
.

czwartek, 20 września 2012

16.) dziecko = pusty portfel :-(

Zima zbliża się wielkimi (i szybkimi) krokami, więc postanowiliśmy zrobić zakupy dla małej kosmitki.

Kozaczki, kombinezon, jakiś wkład do wózka....i 1000 zł zniknęło z konta.

A niby dzieci to sama radość. Tylko jak tu teraz do dziesiątego przetrwać?
No i jeszcze nie łapiemy się nawet na "rodzinne" bo
(chociaż tylko jeden pracujący w rodzinie) to
przekraczamy magiczne 506 zł na osobę
(brutto!!! o ściąganych podatkach i całej reszcie nie wspominając).

Tylko kto za tyle przeżyje w tym dziwnym kraju?

W sejmie krzyczą o "polityce prorodzinnej" a ja nie czuję żadnej pomocy z ich strony.
Wręcz przeciwnie, co chwilę nowe kłody
(podwyżki cen, podnoszenie podatków, zabieranie ulg i pomoc tak naprawdę tylko alkoholikom).

Nie wiem co będzie dalej...i przestaję się dziwić dziewczynom, które zdecydowały się wyjechać i urodzić w UK...chociaż one mają prawdziwą pomoc od państwa.


PS.
Jak widać po zakoupach dla małej kosmitki mam strasznego doła...i nowe zmartwienie...część pieniędzy wydanych na maluszka była odłożana na zimowe rachunki za ogrzewanie...a tu pewnie też
(jak zwykle z nowym okresem grzewczym) będzie podwyżka cen.

...bo utrzymanie biura kosztuje...a rodziny i dzieci już nie (oczywiście gorzki sarkazm dotyczący beznadziejnego tłumaczenia podniesienia VAT-u na to co dla dzieci)
.

wtorek, 18 września 2012

15.) Rudy rydz, Stary niedźwiedź, Zły wilk i...Czerwony Kapturek

Korzystając z ostatnich dni lata, dziadkowie zarządzili wyjazd do rodziny na wsi.
Wiele lat temu, jako dziecko a później nastolatka 
(co prawda dinozaurów już nie było ale mam wrażenie jaby to było w epoce kamienia łupanego)
często tam jeździłam.

Pola, las, kilka jeziorek, trzy domki i ....5 kilometrów do najbliższego miasteczka.

Prawdziwy raj.

Co prawda mała kosmitka jest za mała na jazdę konną lub gonienie kur
(cóż żeby coś gonić najpierw trzeba umieć chodzić)
jednak na spacer po lesie zawsze jest dobry czas.

Dziadkowie patrzyli lekko zdziwielni kiedy zapakowałam kosmitkę do wózka i wjechałam w te leśne wertepy. I tu ukazała się wyższość tradycyjnego wózka
(z dużymi pompowanymi kołami)  nad modnymi "taczkami"
(znaczy tymi na 3 kółkach, z których nawet noworodek wypadnie przy najmniejszym ruchu).


Co prawda (na szczęście) nie spotkaliśmy żadnego starego, głodego miśka ani złego wilka, ale mała i tak została przechrzczona na Czerwonego Kapturka (z racji koloru wózka)

Jeśli będą chcieli nas gościć, to z chęcią poodwiedzamy ich znowu.

PS.
Babcia i tata małej kosmitki przywieżli pełno grzybów i jagód...i mogliby jeszcze spacerować
ale Czerwony Kapturek dał znać, że zbliża się pora karmienia dzikich zwierzątek i trzeba było wracać do oazy spokoju w głębi nieprzebytego buszu (znaczy do domu odwiedzanych).
A potem to już tak szybko zrobiło się na dworze ciemno, że z wielką niechęcią wróciliśmy wiecznie pędzącego (i co by tu nie mówić - zanieczyszczonego) miasta.

Ale jeszcze wrócimy :)

sobota, 15 września 2012

14.) najazd ordy tatarskiej

No i stało się to co było nieuniknione.

Teściowa przypuściła atak.

"Wpadła bo była w pobliżu" - najgorsza wymówka jaką kiedykolwiek wymyślono.

I zasypała "dobrymi radami" jak wychowywać dziecko.

...

Zaczęło się niewinnie. Pytała co u nas i jak mała kosmitka.
Kawka, jakieś ciasteczka.
Miła, przyjemna atmosfera
(oczywiście na ile można się wyluzować przy teściowej).

...

I w najmniej oczekiwanej chwili, przypuściła atak.


Miała wrażenie, że to najazd ordy tatarskiej.

Co mnie obchodzi jakie metody wychowawcze stosowali w jej czasach ?
(swoją drogą to zabrzmiało to jakby była z czasów węgla kamiennego
a w domu zamiast psa trzymała małego dinusia)

O jakiej dyscyplinie mowa ?
Przecież mała kosmitka, jak narazie tylko śpi, ciągnie butlę, śmieje się i robi w pieluchy...

I jak ja niby miałabym wychowywać takiego szkraba ?
Przecież to-to jeszcze nie rozumie czego się od niej chce...
Rozstawiać po kątach kogoś, kto nie umie jeszcze siadać, o chodzeniu nie wspominając...

W końcu miarka się przebrała.
Wreszcie powiedziałam co myślę i pokazałam drzwi.

Z mojej strony wściekłość przeszła w ulgę.
Z jej strony zdziwienie przeszło we wściekłość i obrazę.

Mam to gdzieś. Nie będzie mi dzieciaka szkolić.
Miała swoją, jak wychowała dzieci ? To już jej sprawa.
Moje dziecko, mój dom, moje zasady.

...

Telefon do męża...
Zajęte...
Pewnie już mu się żali...

Po kilku minutach mój "kolega sprzed ołtarza" oddzwania...
...
A co tam... odbieram...
Przedstawiam moją wersję wydarzeń
(okazuje się, że jest zupełnie inna niż teściowej-czemu mnie to nie dziwi)

...

Wyszło na moje - a to co zostało przekoloryzowane - poszło w zapomnienie.
Ale nerwy jeszcze nie do końca ze mnie zeszły.

W takich chwilach sieszę się, że mała kosmitka wybrała mleko z butli.

"Kolega sprzed ołtarza" przyniósł na wieczór butelkę wina
(na odstresowanie po atatku ordy wściekłych Tatarów)
...
może być wesoło  ;)
.

środa, 12 września 2012

wspomnienie lata

Kończy się lato
...
Dni coraz krótsze
...
Zimno i deszczowo za oknem
...
...I chandra gotowa...
...
Można jednak, nawet w najbardziej pochmurne dni zatrzymać lato choć na chwilę.
...

Oto jedno z dań, które podaliśmy na chrzcinach małej kosmitki
(jest przepyszne, delikatne i lekkie...więc teściowej oczywiście nie smakowało)
...

MUS  JEŻYNOWY  (lub MALINOWY)  Z  LIMONKĄ


SKŁADNIKI (na 4 porcje):

  • 40 dag dobrze dojrzałych jeżyn (lub malin)
  • 10 dag cukru
  • 1 łyżka cukru pudru
  • 1 łyżka likieru owocowego (np. z czarnych porzeczek lub truskawek)
  • 4 białka
  • limonka
  • 1 łyżka żelatyny

PRZYGOTOWANIE (około 30 minut):

1)      żelatynę namoczyć w 2 łyżkach zimnej wody, kiedy napęcznieje, podgrzewać na małym ogniu do czasu, aż się rozpuści (nie gotować!), ostudzić
2)      jeżyny (lub maliny) starannie przebrać, oczyścić, zmiksować i przetrzeć przez sito by oddzielić pestki
3)      otrzymany przecier wymieszać z cukrem, sokiem wyciśniętym z połowy limonki oraz likierem
4)      białka ubić na sztywno z cukrem pudrem, pianę delikatnie połączyć z przecierem owocowym oraz rozpuszczoną i ostudzoną żelatyną
5)      tak przygotowany mus przełożyć do małych miseczek lub pojemniczków po jogurcie i wstawić na kilka godzin do lodówki by stężał
6)      na koniec wykładać na małe talerzyki, ozdobić plasterkami limonki i świeżymi jeżynami (lub malinami)