piątek, 31 sierpnia 2012

coś dla ciała

Masz już dość?

Ręce opadają i masz ochotę tylko popłakać w kącie?

Świetnym sposobem na chandrę jest kąpiel...

ale nie używamy do tego żadnych olejków ani pachnideł. Zwykłe zioła są najlepsze :)

Należy zaopatrzyć się w kilka torebek skrzypu (po 50 gram każda)

następnie zalać około 5 litrami zimnej wody trzy torebki i moczyć tą "zupę" przez kilka godzin (jak nie masz czasu ani ochoty czekać przygotuj sobie wszystko tuż przed kąpielą i usypianiem małego kosmity)

po tym czasie lejemy wodę do wanny a "zupę skrzypową" gotujemy (najlepiej jakieś 20 minut)

odcedzamy (żeby nie pływały "śmieci") i dolewamy do wanny.

W łazience rozstawiamy kilka świeczek (mogą być podgrzewacze),
ulubiona muzyka w tle i...
Wspaniała odprężająca kąpiel gotowa...tylko nie zaśnij :)


(zdjęcia znalezione w sieci)

żeby nie zwariować

Siedzisz cały dzień z małym kosmitą. Tata kosmity zarabia na rodzinę więc chociaż przez te 8 godzin na dobę widzi innych dorosłych. A mama kosmity?

No cóż, pomimo głośnych krzyków o równo uprawnieniu to kobieta zajmuje się dzieciaczkiem, zostaje zamknięta w samotnej wieży i nie ma co liczyć na ratunek.

Dlatego właśnie należy wymyślić sobie jakieś zajęcie żeby nie zwariować.

Polecam książki :)

Kiedyś dawno, dawno temu, kiedy na takim śmiesznym patyczku pokazały się dwie kreski a lekarz stwierdził, że teraz czekają mnie długie miesiące w łóżku (wbrew pozorom nic fajnego jak nie możesz nigdzie dalej wyjść ani robić tego co jeszcze do niedawna sprawiało przyjemność), mój mąż zaczął namawiać mnie na pewną serię.

"Saga o Ludziach Lodu"

Jakieś romansidło (wedle tytułu) a tasiemiec jak "Moda na sukces" bo aż 47 tomów.
Przez kilka miesięcy nie dawałam się namówić ale któregoś dnia, tak od niechcenia złapałam się za pierwszy tom
...no i wciągnęło mnie bez reszty.

Okazało się, że z romansem ma to niewiele wspólnego. Jest to po części powieść: historyczna, fantastyczna, obyczajowa, erotyczna i nieco mniej romantyczna (może kilka scen). Czyli wszystko w jednym.

Ale żeby nie okazało się, że seria starczy ledwie na dwa miesiące to są dwie inne sagi jako kontynuacja. A w zasadzie drugą część trzeba przeczytać, żeby wiedzieć o co chodzi w trzeciej... i jak już przeczyta się te ponad 80 książek to ma się straszną ochotę zacząć od początku...

Ja właśnie (po krótkiej przerwie) zaczynam po raz drugi :)

ps.
Nie mogę się doczekać kiedy ktoś odważny zdecyduje się na ekranizację :)

czwartek, 30 sierpnia 2012

9.) dranie !!! coście zrobili temu psu ?!?

Wczoraj, z racji pięknej pogody, poszliśmy na spacer.

Wyjątkowo udało się całą rodziną: mała kosmitka z rodzicami i nasz "pies".

Problem w tym, że pies wcale nie jest psem tylko królikiem z rozdwojeniem osobowości :)

Nasza Carmen: pięknie chodzi na smyczy, pilnuje domu (obcego nie wpuści),
zna kilka sztuczek i...chyba uważa się za matkę małej kosmitki

A więc, wyszliśmy. Mała oczywiście w swojej karecie a królikopies na smyczy.
Oglądali się za nami wszyscy przechodnie
(...może faktycznie cała rodzina jest nie z tej planety?)

No i w pewnym momencie dostało się nam od jakiejś kobitki.
Podeszła do nas i zaczęła okładać tatę kosmitki torebką, krzycząc przy tym:

Dranie !! (przyłożenie)
Gnojki nie wychowane !! (kolejne trzy przyłożenia)
Coście zrobili temu biednemu psiakowi !! (zalanie się łzami + kolejne dwa przyłożenia)
Żadnego szacunku dla zwierząt !! Jak tak można ??
Biedne zwierzę !! Rodzice was nie wychowali czy co ?? (dalszy potok łez + kilka przyłożeń)

No i w tym momencie tata kosmitki nie wytrzymał, złapał kobietę za rękę,
zarządał, żeby się uspokoiła i powiedziała o co jej chodzi.

Na to ona (dalej zalana łzami), że jak można takiego ślicznego kundelka tak potraktować...

???

Bo ona myślała, że piesek miał połamane nogi a myśmy nie leczyli...
dlatego teraz zamiast chodzić to skacze...

...
HALO !!

Silniejsze szkła by się przydały !
TO JEST KRÓLIK !!!

...

No i babka zgłupiała.
Myśmy już dawno zdążyli odejść a ona stała (jak ten słup soli)
z mało elegancko rozdziawionymi ustami.


No cóż, biorąc po uwagę, że nasza Carmen faktycznie zachowuje się jak pies (czasem dość agresywny) można było się pomylić...ale żeby tak od razu robić obcym ludziom awanturę na ulicy ??

I ona mówiła o wychowaniu...

Ale mniejsza z nią, myśmy się ubawili, mała kosmitka też śmiała się do rozpuku w czasie całej tej akcji,
a Carmen...no cóż, jako pies obronny nie pozwoliła, żeby atak na jej pana uszedł bezkarnie
i przez cały czas gryzła tą babkę po nogach...chyba nawet jej paski w sandale przegryzła
(ale to już nie mój problem - nie atakuje się ludzi bez powodu)

Dla mnie najważniejsze, że:
 Carmelek broni małej,
nie odstępuje dziecka ani na krok,
śpi nie w klatce tylko przy jej łóżeczku...
jak mała leży na macie albo naszej wersalce to Carmelek pilnuje żeby nic się nie stało
a gdy dzieciuś robi przygotowania do płaczu, to natychmiast królik znosi jej wszystkie zabawki jakie znajdzie :)



PS.
Teściowa nie może znieść Carmen (chociaż nie wiem czemu)
i dlatego króliczek załapał się na dodatkowego plusa :)


poniedziałek, 27 sierpnia 2012

8.) czerwony alarm !!!

UWAGA !!!

CZERWONY ALARM !!!

STAN NAJWYŻSZEJ GOTOWOŚCI !!!

...

WIZYTA TEŚCIOWEJ :(

Czyli wizytacja ;)
Bo teściowa nigdy ale to nigdy nie przychodzi z wizytą tylko zawsze z wizytacją.

W takiej sytuacji należy przygotować się jak do ataku nuklearnego.
A więc mamy dwa wyjścia:


1. UDAJEMY, ŻE NAS NIE MA:
  • zasłaniamy wszystkie okna,
  • wyłączamy TV i pozostały sprzęt grający,
  • telefon wyciszony,
  • najlepiej schodzimy do piwnicy
- niestety, teściowa to trudny i uparty przeciwnik,
więc ataki mogą się powtarzać często i w najmniej odpowiednich momentach


2. PRZYGOTOWUJEMY SIĘ JAK NA WIZYTĘ RODZINY KRÓLEWSKIEJ
(żeby nie miała się do czego przyczepić):
  • wygląd - jak po wyjściu ze: spa, manikure, czy od fryzjera (przyda się uśmiech do męża - a właściwie do jego portfela - to nie będzie trzeba za bardzo udawać),
  • podajemy danie odpowiednie dla najdelikatniejszego podniebienia,
  • uśmiechamy się cały czas jak głupi do sera,
  • cały czas powtarzamy sobie w myślach: "to się zaraz skończy" (dla lepszego samopoczucia)

Żeby "zakasować" wizytatora (czytaj: teściową), proponuję podać np. takie cudeńko:


VOL-AU-VENT  Z  KURCZAKIEM

Składniki na 4 porcje:
  • 40 dag filetów z piersi kurczaka,
  • 2 łyżki oleju, sól, biały pieprz,
  • 30 dag szparagów ze słoika,
  • 4 foremki ciasta francuskiego (można kupić gotowe),
  • 3 łyżki mąki, 2 łyżki masła,
  • 250 ml bulionu warzywnego (instant),
  • 100 ml białego wytrawnego wina,
  • 12 dag śmietany kremówki,
  • 1-2 łyżeczki soku z cytryny,
  • pół pęczka natki pietruszki,
  • kilka plasterków cytryny (do dekoracji)

Sposób przygotowania:
  • pierś z kurczaka umyć, osuszyć papierowym ręcznikiem, pokroić w cienkie plasterki
  • na patelni mocno rozgrzać olej, podsmażyć na nim mięso kilka minut ze wszystkich stron na średnim ogniu, oprószyć solą i świeżo zmielonym pieprzem
  • szparagi osączyć na sitku, pokroić na niewielkie kawałki
  • foremki z ciasta francuskiego wstawić do gorącego piekarnika (200 st. C), podgrzewać 10 minut
  • w małym garnuszku stopić masło, oprószyć mąką, zasmażyć na małym ogniu (nie przerywając mieszania) na jasnozłoty kolor, następnie podlać bulionem, białym winem i śmietaną kremówką ; dokładnie wymieszać, krótko zagotować, zmniejszyć ogień i (mieszając) gotować jeszcze 3 minuty
  • sos przyprawić do smaku solą, świeżo zmielonym pieprzem i sokiem z cytryny
  • szparagi wymieszać z mięsem, przełożyć do sosu, podgrzewać na małym ogniu, dodając drobno posiekaną natkę pietruszki
  • foremki z ciasta francuskiego wypełnić przygotowaną potrawką
  • przed podaniem udekorować gałązkami natki pietruszki i plasterkami cytryny


powodzenia :)

sobota, 25 sierpnia 2012

7.) Smocza Jama

Wczoraj byliśmy załatwiać "becikowe". Czyli wizita w Jamie Smoka.

Po 2 godzinach czekania na korytarzu (chociaż nie było nikogo w kolejce) w końcu weszliśmy do gabinetu.
Kobieta za biurkiem łaskawie oderwała się od komputera (pasjans rządzi)
i (już mniej łaskawie) popatrzyła na nas:

-o co chodzi? (wyryczał smok)
-o becikowe, które się należy małej (odryczał pogromca smoków-tata małej kosmitki)
-oj nie sądzę (sarkastycznie odpowiedział smok)
-a ja myślę, że się należy (pogromca smoków wyglądał jakby zastanawiał się gdzie posiał tą owcę wypchaną siarką)
-to jest tylko Pana zdanie....proszę o (i tu cała litania jakie papiery należy nieć ze sobą)... i o książeczkę ciąży (na końcu to co było załatwiane jako pierwsze...)

No to wyciągamy ten segregator papierzysk a ona nawet dobrze nie spojrzała tylko ewidentnie czeka
(z triumfalnym uśmieszkiem, czego jes tak pewna?). W końcu doszliśmy do tej nieszczęsnej książeczki ciąży... i tu zdziwienie smoka (oczy tak wielkie, jakby połknął już tą owcę wypchaną siarką i zamierzał pęknąć... ze złości)

-chodź zobaczyć (smok odezwał się do drugiego smoka z pokoju obok)
-dostaną? (drugiemu smokowi ze zdziwienia o mało oczy nie wypadły)
-załapali się...

I smok chcąc nie chcąc (bardziej nie chcąc) załatwił wszystkie papiery i oznajmił, że w ciągu miesiąca kasa będzie na koncie.

A co tak zdziwiło obie smoczyce?
Otóż (zgodnie z polityką "prorodzinną") ostatnimi czasy kasa należy się jedynie jeśli lekarz uzna ciążę jeszcze przed końce 10 tygodnia...
tylko, że zazwyczaj taki doktor nie chce tego zrobić
i zaczyna prowadzić ciążę dopiero po 12-14 tygodniu...

Więc, jeśli nie przyciśnie się doktorka to nici z kasy...
A nasz sam stwierdził, że założyć książeczkę można w każdej chwili, zwykłe badanie zapisać jako ciążowe... a jak się okaże, że jednak nic nie ma... to się to odpowiednio zapisze i też wszystko będzie ok.

PS.
Zanim trafiłam na "mojego" lekarza byłam u Hannibala Lecktera w spódnicy:
ta niby-lekarka (bliższa określenia "czarownica") spojrzała na mnie i uznała: ja tu ciąży nie widzę...
Medium jakieś czy co? a może wzrok jak u Supermena?
Tak czy tak - pomyliła się więc po wróżenie z kart też do niej nie pójdę :)

ERGO:
Lepiej mieć książeczkę załatwioną nawet jak się nie ma pewności...wtedy i smoki i czarownice można pięknie zakasować jednym małym kwitkiem

czwartek, 23 sierpnia 2012

6.) małpeczka w kąpieli

Zupełnie zapomniałam wspomnieć o pierwszej kąpieli.
Ale było krzyku. Mała kosmitka darła się w niebogłosy...
z jednej strony to się jej nie dziwię (aż tak bardzo) no bo gdyby po 9 miesiącach moczenia się ktoś wrzucił mnie znów do wody to też bym się wściekła.

Tylko, że tu chodziło o coś zupełnie innego,
ale zanim zaskoczyliśmy to przez kilka dni słuchaliśmy tych wrzasków
wieczorna kąpiel = największe nieszczęście

aż nagle okazało się, że chodzi o ilość wody...mała kosmitka uznała, że w kałuży nie będzie się chlapać, kiedy nalaliśmy jej ponad pół wanienki to nagle okazało się, że mała kosmitka zmieniła się w małą syrenkę
...i dla odmiany był problem przy wyjmowaniu z kąpieli


Hmm...dlaczego mam takie dziewne przeczucie, że mała nie przepuści żadnemu zbornikowi wodnemu?
Mogę się założyć, że jak już zacznie się poruszać samodzielnie, to zaliczy każdą kałużę, rynnę i kto wie co jeszcze... a ja mam w domu akwarium... cóż, może przetrwa...
Z drugiej strony, pewnie najlepszym miejscem do zabawy będzie prysznic, brodzik nie za wysoki to i się mała wczołga (nawet na czworaka).
Coś czuję, że będziemy małą kosmitkę często przebierać...
a to się wiąże z dużą ilością ubrań...
i chociaż szafa pęka w szwach a szuflada już dawno się nie domyka...
to wymaga wyjścia na zakupy... :)

Trzeba się uśmiechnąc do taty kosmitki :)

- KOOOCHAAANIEEE DAJ KASĘ !!..

TWOJE KOBIETY NIE MAJĄ CO NA SIEBIE WŁOŻYĆ !!


środa, 22 sierpnia 2012

coś na osłodę życia i nieprzespanych nocy

Nie od dziś wiadomo, że życie młodej matki wywraca się do góry nogami.
Nie można już sobie pozwolić na wieczorne wyjścia "tylko we dwoje", oglądanie filmów do białego rana,
ani na głośniejszą muzykę (czyli zero imprez)
...
ale
...
jak każdy, tak i młoda matka może sobie troszkę osłodzić życie. Oto prosty sposób na wieczór z czymś dla ciała przed telewizorem:


TORT ANANASOWY

Składniki:
  • 200 g masy marcepanowej,
  • 4 białka,
  • 60 ml mleka,
  • 400 ml kremowej śmietanki,
  • 4 łyżki proszku do usztywnienia śmietany (może być np. proszek do pieczenia jeśli nie zdobędziesz tego typowego do usztywniania),
  • 120 g cukru pudru,
  • cukier,
  • 60 g mąki (najlepsza jest krupczatka),
  • szczypta cynamonu,
  • olej do wysmarowania gofrownicy do wafli (lub karbowanej patelni),
  • 500 g ananasa z puszki,
  • 2 kieliszki likieru pomarańczowego (dla karmiących wersja z nektarem z kartonika),
  • 200 g świeżych truskawek z szypułkami,
  • orzeszki pistacjowe.

Przygotowanie:
  1. Masę marcepanową przetrzeć przez bardzo gęste sito i wymieszać na gładką masę z nie ubitym białkiem oraz z mlekiem.
  2. Przesiać przez sito cukier puder oraz mąkę i dodać do masy. Dosypać cynamon. Na wysmarowanej olejem maszynce do wafli lub na karbowanej paletni wypiekać cienkie placki, doprowadzając je do lekko brązowego koloru.
  3. Następnie wyłożyć gotowe placki np. na deskę lub specjalną siateczkę (folia spożywcza przyklei się więc unikać) i pozostawić do wystygnięcia.
  4. Ananasa pokroić (na zdjęciu jest w cienkie paseczki ale może to być kosteczka). Połowę porcji ananasa zmiksować. Śmietanę ubić na półsztywno, dodać proszek do usztywniania śmietany i ubijać tak, aby była bardzo sztywna. Dosłodzić do smaku.
  5. Wymieszać ze śmietaną zmiksowanego ananasa oraz likier pomarańczowy (lub nektar).
  6. Na jednym z placków rozsmarować porcję kremu i poukładać na nim jedną część kawałków ananasa. Przyłożyć to drugim plackiem, posmarować i tak dalej. Najlepiej ograniczyć się do 2 warstw kremu, wtedy łatwiej się kroi.
  7. Pozostałą porcją kremu napełnić strzykawkę lub "rękaw" do ozdabiania tortów i wyciskać go przez końcówkę z dużą gwiazdką, tworząc rozetę na środku górnego placka, a na jego obwodzie równoramiennie wyciskając niewielkie kleksy (oczywiście można użyć wziniętego ręczniczka kuchennego i wykonać wzory wedle upodobania i zdolności cukierniczych).
  8. Truskawki umyć, ale nie urywać szypułek, pokroić w cząstki. Na każdym z kleksów układać po jednej truskawce.
  9. Tort ozdobić pokrojonymi orzeszkami pistacjowymi.



UWAGA:

ANANASA MOŻNA OCZYWIŚCIE ZASTĄPIĆ BRZOSKWINIĄ
do ozdabiania również można użyć innych owoców: np. malin lub kiwi
zamiast pistacji świetnie sprawdzają się rodzynki
JEDEN PRZEPIS A TYLE MOŻLIWOŚCI :)

smacznego :)

5.) Sabat Czarownic

Jakie to jest dziwne.
O ślubie to nie pamiętały, nawet kartki nie dostaliśmy (chociaż zawiadomienia to wysyłaliśmy hurtem do wszystkich z rodziny i znajomych) a jak tylko pojawił się mały kosmita to wszystkie dalekie (praktycznie nieznane) ciotki przypomniały sobie o naszym istnieniu.

No i miałam przez cały weekend Łysą Górę w mieszkaniu.
Przybyły (podobno) pociągami, samochodami, autobusami
(a mi i tak się wydaje, że w przedpokoju miałam tylko jedną  miotłę-moją prywatną)...

...i się zaczęło: piszczenie, paplanie, seplenienie jakie to kosmiciątko ładne, maleńkie i słodkie.
Oczywiście gratulacje odbierał tata małej kosmitki a mnie baby jedne zagoniły do kuchni
(bo za ich czasów to jak kobieta w polu urodziła to brała dzieciaka do koszyka i dalej robiła-
-gratuluję kondycji...ale czy to dotyczyło którejś z was? czy tylko plotki opowiadacie?),
wiadomo: w/g ludzi ich roczników
 miejsce żony i matki jest w domu (najlepiej w kuchni) bo trzeba:
 dzieci przypilnować, mężusiowi dogodzić, o dom zadbać...a gdzie równouprawnienie?

znaczy się tak całkiem za równouprawnieniem to nie jestem, 
miło jest dostawać kwiatki, drobiazgi i różne inne dowody miłości i uznania bez okazji...
poza tym w/g mnie prawdziwe równouprawnienie będzie dopiero wtedy jak faceci zaczną rodzić
...więc raczej nigdy

Ale wracając do tematu: ja świeżo po porodzie nie dość, że spałam na podłodze bo łóżko zajęły (znaczy na karimacie ale i tak na poziomie podłogi) to jeszcze tylko z półmiskami, talerzykami i filiżankami musiałam latać bo jak tylko tata małej kosmitki chciał mi pomóc to zaraz podnosił się krzyk: siadaj! siadaj! ona sobie poradzi! (co za pipy jedne, same już zapomniały co to znaczy jak człowieka prawie rozerwie) ale ostatecznie tata kosmitki stanął na wysokości zadania: ryknął, krzyknął (zionął ogniem) i się baby (Jagi) uciszyły.
Co jak co ale nie mogę narzekać: prawdziwego faceta mam w domu: i stanie w obronie (uciśnionych) i pomoże przy małej i nawet cosik ugotować potrafi...a ja od kilku miesięcy nie muszę zakupów dźwigać bo on zawsze ze mną...
mój bohater :)

sobota, 18 sierpnia 2012

4.) pierwsza wspólna noc

Dziś była nasza wspólna noc - jako rodziny.

Zawiniątko zmieniło się z małego kosmitę.

Mały kosmita całą noc płakał, ryczał, wrzeszczał, krzyczał... o matko !!!!

Jak tak dalej pójdzie to wyśpię się dopiero za jakieś kilkanaście lat jak kosmita zacznie chodzić na imprezy.

I jeszcze to wieczne karmienie... i mądrości taty małego kosmity: "jak mała nie wie jak ssać to ja mogę pokazać" ...a idź się schować i nie wychodź ! Teraz to taki mądry a jak się mała rodziła to zwiał (może i dobrze - przynajmniej nie zemdlał i lekarze mogli się zająć mną i małą a nie tatusiem ;)



piątek, 17 sierpnia 2012

3.) jedziemy do domu

pozwolono nam wracać do domu.

I bardzo dobrze bo moje "małe zawiniątko" całą noc darło się wniebogłosy...zresztą zawiniątka z sąsiednich pokoików robiły to samo.

EJ ! Dla mnie też to jest zupełnie nowa sytuacja !

Zobaczymy co będzie po powrocie w znajome kąty, znaczy znajome dla mnie nie dla "zawiniątka".

Mamy już kierowcę i auto i możemy wyruszać. Kurcze ale mam szczęście, dziewczyna z sali obok musi wracać taksówką bo tatuś jej "zawiniątka" tak świętował z kolegami i świeżymi dziadkami, że żaden nie jest w stanie nawet dowlec się do auta.

My przynajmniej mamy transport i sporą obstawę :)


PS.
moje "zawiniątko" to mała dziewczynka

czwartek, 16 sierpnia 2012

2.) pierwsze spotkanie trzeciego stopnia

No i się stało.

Kilka miesięcy czekania, trochę "walki", chwila na zapoznanie się, trochę czasu na dojście do siebie i pielęgniarki przyniosły mi jakieś dziwne zawiniątko...a w nim...coś małego i śpiącego...

i dobrze, że śpi bo przy takiej opiece zdrowotnej to nawet umrzeć się nie da (u nas pewnie zanim by się zorientowali minąłby tydzień, dobrze, że wymiotło mnie do innego miasta)...a co dopiero rodzić

ale udało się. Jakimś cudem, tak cudem, bo ponoć prawie zeszłam-nie pamiętam-byłam nieprzytomna i ja i dziecko (bo to chyba ono jest w tym zawiniątku) mamy się dobrze.

Za dwa dni wypiszą nas do domu...JA CHCĘ JUŻ TERAZ !!! chcę do moich bezpiecznych czterech kątów, do mojego wygodnego łóżka...bez wiecznego zaglądania personelu i pytań jak się czuję...no fatalnie ale jakoś przeżyję

ups...to chyba kłania się zmęczenie materiału (czyli mnie). Czas wziąć przykład z zawiniątka i też się zdrzemnąć.

1.) że co proszę?

Wiele się pisze o dzieciach, jakie to one słodkie i kochane,
 że każda matka od pierwszej chwili wie co i jak się z takim maluchem robi.

Prawda wygląda trochę inaczej, wiele kobiet jest zagubionych w nowej roli...
zresztą nie tylko kobiet...tatusiowie też panikują (częściej niż mamusie ale męska duma nie pozwala się przyznawać do najmniejszej słabości)

Więc o małych kosmitach w domu :)

czyli o rodzicielstwie z przymrużeniem oka ;)