czwartek, 27 września 2012

17.) atak morderczych bakcyli 2

Po długiej nieobecności wreszcie mam chwilę dla siebie.

Wiadomo - jesień. A więc i choróbska atakują.

Przez ostatnie dni mieliśmy w domu prawdziwą kwarantannę. Morderczy bakcyl zaatakował wszystkich.

Najpierw rozłożyło dziadka.
Od niego przeszło na babcię.

Co prawda dziadkowie ograniczyli kontakt z małą kosmitką ale ja z nimi nie.
Więc siłą rzeczy kolejnym, przypadkiem zombie byłam ja.

Ależ przyjemnie się choruje kiedy w domu jest małe dziecko :(
Nie polecam...

Nie dość, że nie można liczyć na kubek gorącej herbaty
(bo tata kosmitki jeszcze się trzymał i latał do roboty)
to i głodnym krzyczącym kosmitą trzeba się zająć.
Zakupy też się same nie zrobią...

I bądź tu człowieku chory i poleż w ciszy i spokoju w łóżku...

Blada jak ściana, w delirium i z bolącym gardłem ... jak typowe filmowe zombie
nic dodać nic ująć

Mało tego, choróbsko, jak natrętny internetowy łańcuszek szczęścia, zaatakowało dalej.
Ja chora jak diabli a tata kosmitki zaczyna marudzić na łamanie w kościach, kaszel i gorączkę.

Nie dość, że sama ledwo żywa to jeszcze trzeba się było tą dwójką zająć.
Jedno szczęście, że u małej kosmitki skończyło się na lekkim katarze.

Ale tata kosmitki musiał wyzdrowieć w tempie ekspresowym bo u niego chorobowe=strata premii
(czyli jakieś 1/3 do połowy pensji
a w tym dziwnym kraju chyba nikogo nie stać na utratę kasy,
szczególnie jeśli jest to jedyne źródło utrzymania)

Sok z cytryny lał się strumieniami, mieliśmy rzeki miodem płynące a ilość czosnku na m2 mogłaby wystarczyć na wybicie wyszystkich wampirów jakie kiedykolwiek się pojawiły.

Ale wygraliśmy tą nierówną walkę :)

Teraz dochodzimy do siebie...
...a że zbliża się sobota, zamierzamy gnić przed telewizorem w łóżku...
...jak zapomniane kilkutygodniowe zwłoki.


PS.
Atak tej cholery zaczął się od szczepionek przeciw grypie w zakładzie pracy jednego z gości.

NIGDY WIĘCEJ NIE DAMY SIĘ NA TO NABRAĆ !!!
a tych co jednek dali się nabić w butelkę niewpuścimy do domu !
.

czwartek, 20 września 2012

16.) dziecko = pusty portfel :-(

Zima zbliża się wielkimi (i szybkimi) krokami, więc postanowiliśmy zrobić zakupy dla małej kosmitki.

Kozaczki, kombinezon, jakiś wkład do wózka....i 1000 zł zniknęło z konta.

A niby dzieci to sama radość. Tylko jak tu teraz do dziesiątego przetrwać?
No i jeszcze nie łapiemy się nawet na "rodzinne" bo
(chociaż tylko jeden pracujący w rodzinie) to
przekraczamy magiczne 506 zł na osobę
(brutto!!! o ściąganych podatkach i całej reszcie nie wspominając).

Tylko kto za tyle przeżyje w tym dziwnym kraju?

W sejmie krzyczą o "polityce prorodzinnej" a ja nie czuję żadnej pomocy z ich strony.
Wręcz przeciwnie, co chwilę nowe kłody
(podwyżki cen, podnoszenie podatków, zabieranie ulg i pomoc tak naprawdę tylko alkoholikom).

Nie wiem co będzie dalej...i przestaję się dziwić dziewczynom, które zdecydowały się wyjechać i urodzić w UK...chociaż one mają prawdziwą pomoc od państwa.


PS.
Jak widać po zakoupach dla małej kosmitki mam strasznego doła...i nowe zmartwienie...część pieniędzy wydanych na maluszka była odłożana na zimowe rachunki za ogrzewanie...a tu pewnie też
(jak zwykle z nowym okresem grzewczym) będzie podwyżka cen.

...bo utrzymanie biura kosztuje...a rodziny i dzieci już nie (oczywiście gorzki sarkazm dotyczący beznadziejnego tłumaczenia podniesienia VAT-u na to co dla dzieci)
.

wtorek, 18 września 2012

15.) Rudy rydz, Stary niedźwiedź, Zły wilk i...Czerwony Kapturek

Korzystając z ostatnich dni lata, dziadkowie zarządzili wyjazd do rodziny na wsi.
Wiele lat temu, jako dziecko a później nastolatka 
(co prawda dinozaurów już nie było ale mam wrażenie jaby to było w epoce kamienia łupanego)
często tam jeździłam.

Pola, las, kilka jeziorek, trzy domki i ....5 kilometrów do najbliższego miasteczka.

Prawdziwy raj.

Co prawda mała kosmitka jest za mała na jazdę konną lub gonienie kur
(cóż żeby coś gonić najpierw trzeba umieć chodzić)
jednak na spacer po lesie zawsze jest dobry czas.

Dziadkowie patrzyli lekko zdziwielni kiedy zapakowałam kosmitkę do wózka i wjechałam w te leśne wertepy. I tu ukazała się wyższość tradycyjnego wózka
(z dużymi pompowanymi kołami)  nad modnymi "taczkami"
(znaczy tymi na 3 kółkach, z których nawet noworodek wypadnie przy najmniejszym ruchu).


Co prawda (na szczęście) nie spotkaliśmy żadnego starego, głodego miśka ani złego wilka, ale mała i tak została przechrzczona na Czerwonego Kapturka (z racji koloru wózka)

Jeśli będą chcieli nas gościć, to z chęcią poodwiedzamy ich znowu.

PS.
Babcia i tata małej kosmitki przywieżli pełno grzybów i jagód...i mogliby jeszcze spacerować
ale Czerwony Kapturek dał znać, że zbliża się pora karmienia dzikich zwierzątek i trzeba było wracać do oazy spokoju w głębi nieprzebytego buszu (znaczy do domu odwiedzanych).
A potem to już tak szybko zrobiło się na dworze ciemno, że z wielką niechęcią wróciliśmy wiecznie pędzącego (i co by tu nie mówić - zanieczyszczonego) miasta.

Ale jeszcze wrócimy :)

sobota, 15 września 2012

14.) najazd ordy tatarskiej

No i stało się to co było nieuniknione.

Teściowa przypuściła atak.

"Wpadła bo była w pobliżu" - najgorsza wymówka jaką kiedykolwiek wymyślono.

I zasypała "dobrymi radami" jak wychowywać dziecko.

...

Zaczęło się niewinnie. Pytała co u nas i jak mała kosmitka.
Kawka, jakieś ciasteczka.
Miła, przyjemna atmosfera
(oczywiście na ile można się wyluzować przy teściowej).

...

I w najmniej oczekiwanej chwili, przypuściła atak.


Miała wrażenie, że to najazd ordy tatarskiej.

Co mnie obchodzi jakie metody wychowawcze stosowali w jej czasach ?
(swoją drogą to zabrzmiało to jakby była z czasów węgla kamiennego
a w domu zamiast psa trzymała małego dinusia)

O jakiej dyscyplinie mowa ?
Przecież mała kosmitka, jak narazie tylko śpi, ciągnie butlę, śmieje się i robi w pieluchy...

I jak ja niby miałabym wychowywać takiego szkraba ?
Przecież to-to jeszcze nie rozumie czego się od niej chce...
Rozstawiać po kątach kogoś, kto nie umie jeszcze siadać, o chodzeniu nie wspominając...

W końcu miarka się przebrała.
Wreszcie powiedziałam co myślę i pokazałam drzwi.

Z mojej strony wściekłość przeszła w ulgę.
Z jej strony zdziwienie przeszło we wściekłość i obrazę.

Mam to gdzieś. Nie będzie mi dzieciaka szkolić.
Miała swoją, jak wychowała dzieci ? To już jej sprawa.
Moje dziecko, mój dom, moje zasady.

...

Telefon do męża...
Zajęte...
Pewnie już mu się żali...

Po kilku minutach mój "kolega sprzed ołtarza" oddzwania...
...
A co tam... odbieram...
Przedstawiam moją wersję wydarzeń
(okazuje się, że jest zupełnie inna niż teściowej-czemu mnie to nie dziwi)

...

Wyszło na moje - a to co zostało przekoloryzowane - poszło w zapomnienie.
Ale nerwy jeszcze nie do końca ze mnie zeszły.

W takich chwilach sieszę się, że mała kosmitka wybrała mleko z butli.

"Kolega sprzed ołtarza" przyniósł na wieczór butelkę wina
(na odstresowanie po atatku ordy wściekłych Tatarów)
...
może być wesoło  ;)
.

środa, 12 września 2012

wspomnienie lata

Kończy się lato
...
Dni coraz krótsze
...
Zimno i deszczowo za oknem
...
...I chandra gotowa...
...
Można jednak, nawet w najbardziej pochmurne dni zatrzymać lato choć na chwilę.
...

Oto jedno z dań, które podaliśmy na chrzcinach małej kosmitki
(jest przepyszne, delikatne i lekkie...więc teściowej oczywiście nie smakowało)
...

MUS  JEŻYNOWY  (lub MALINOWY)  Z  LIMONKĄ


SKŁADNIKI (na 4 porcje):

  • 40 dag dobrze dojrzałych jeżyn (lub malin)
  • 10 dag cukru
  • 1 łyżka cukru pudru
  • 1 łyżka likieru owocowego (np. z czarnych porzeczek lub truskawek)
  • 4 białka
  • limonka
  • 1 łyżka żelatyny

PRZYGOTOWANIE (około 30 minut):

1)      żelatynę namoczyć w 2 łyżkach zimnej wody, kiedy napęcznieje, podgrzewać na małym ogniu do czasu, aż się rozpuści (nie gotować!), ostudzić
2)      jeżyny (lub maliny) starannie przebrać, oczyścić, zmiksować i przetrzeć przez sito by oddzielić pestki
3)      otrzymany przecier wymieszać z cukrem, sokiem wyciśniętym z połowy limonki oraz likierem
4)      białka ubić na sztywno z cukrem pudrem, pianę delikatnie połączyć z przecierem owocowym oraz rozpuszczoną i ostudzoną żelatyną
5)      tak przygotowany mus przełożyć do małych miseczek lub pojemniczków po jogurcie i wstawić na kilka godzin do lodówki by stężał
6)      na koniec wykładać na małe talerzyki, ozdobić plasterkami limonki i świeżymi jeżynami (lub malinami)



13.) a miało być tak pięknie

Ostatnio troszkę opuściłam się w pisaniu...
na swoją obronę mam tylko przygotowania do chrztu.

Miało być tak pięknie...a wyszło jak zwykle

...

Ale od początku:

Rodzice chrzestni już wybrani, goście zaproszeni, termin ustalony...
i przyszło do robienia opłat w instytucjach i wpłacania zaliczek wszędzie indziej.

Matko, nie sądziłam, że chrzest może kosztować więcej niż ślub z weselem

...a jednak...

w tym kraju wszystko jest możliwe.

...

U nas było raczej przyjęcie weselne niż zabawa do białego rana, ale koszta zamknęliśmy w 5000 zł
(do tej pory koleżanki pytają jak to zrobiliśmy skoro one wydają po 20-30 tyś. zł)

a chrzest z poczęstunkiem w restauracji...prawie 10 tyś. :(

...

Ja rozumiem...6 lat różnicy

ale aż taka inflacja czy jak ?

Podobno jest kryzys...więc kogo na to stać ?


Kiedy jeszcze wszystko załatwialiśmy, w przypływie desperacji chciałam robić tą nasiadówkę
(no bo jak inaczej nazwać spotkanie kilku grup ludzi, którzy widzą się drugi raz w życiu i jeszcze muszą zachować ciszę żeby nieobudzić małej kosmitki-za pierwszym razem, na weselu to chociaż można było się wspomóc procentami i ogólną imprezą-a teraz ?)

no ale mój "kolega sprzed ołtarza" odwiódł mnie od tego pomysłu
(poza tym koszta byłyby bardzo podobne)

dziadkowie mocno wsparli budżet chrzcielny, goście też wykazali się finansowo
(oczywiście kasa jako dodatek do prezentów dla małej)

...i jakoś przeżyliśmy




w tym miesiącu wyprztykaliśmy się z kasy kompletnie

...

ale

...

od przyszłego miesiąca zaczynamy odkładać na pierwszą komunię małej

;)
.

sobota, 8 września 2012

12.) ...zabrakło na waciki

No i dokonaliśmy pierwszego (w zasadzie drugiego bo wózek już jest)
poważnego zakupu dla małej kosmitki.

Fotelik jest, można objeżdżać świat.

Ale samo kupno nie było wcale takie proste...

Pojechaliśmy do pobliskiej hurtowni
(bo w sklepach taaaaaki wybór, że klękajcie narody)
no i się zaczęło:

ile osób tyle pomysłów. Ostatecznie wybraliśmy model z zeszłego roku
(co tu ukrywać, był o ponad połowę tańszy niż tegoroczne).

ale niewiele brakowało a musielibyśmy przekroczyć 1000 zł za fotelik do 13 kg
(czyli za  coś co i tak długo przecież nie posłuży).

Równocześnie z nami na podobne poszukiwania wybrała się jakaś parka.
On (jak to facet w sklepie dla dzieci) chodził, krążył, co chwila ziewał i chciał do domu.
Ona (dwa w jednym-która była w ciąży wie o co chodzi) nad jednymi rzeczami piszczała z zachwytu, inne obchodziła z daleka z wielką pogardą.

No i stało się.
Spotkaliśmy się przy tych nieszczęsnych fotelikach.

Nasza grupa: tradycyjnie-jak w ulu, każdy komentuje, mała "przymierzana" do każdego oglądanego fotelika.

Oni: ...i tu zaczęła się zabawa :)

On: "po co ci fotelik, przecież wybrałaś wózek z fotelikiem i paroma innymi pierdołami"
Ona: "no jak możesz ?! Przecież to dla dobra TWOJEGO syna !" (wymownie głaszcze się po brzuchu)

On: "ale ja się pytam: po co ci drugi?"
Ona: "jaki drugi? Ty nic nie rozumiesz!" (prawie płacz)

On: "nie rób scen. Masz fotelik w zestawie z wózkiem. Nie kupię następnego."
Ona: "ty nas wcale nie kochasz!!! Nie zależy ci na bezpieczeństwie własnego dziecka!!!" (lekka histeria)

On: "jakby mi nie zależało, to bym nie kupił takiego dziwnego wózka. Co to właściwie jest? Do transportu dzieci czy obcych?" (ooo facet chyba wie co go czeka jak się już mały kosmita wykluje)
Ona: "ty sknero! Ty potworze! Mam cię w @#$@!" (histeria na całego)

On (szeptem): to może dopiero w domu...
Ona: ...(cisza...zatkało -chyba- ze złości)

10 minut ciszy. Chodzili dookoła siebie jak jakieś dzikie zwierzęta.
W końcu On pękł (ostatecznie muszą razem wrócić).

On: "Przeszło ci już?"
Ona: "a co niby miało mi przejść?"

On: "no wiesz...przestań już..."
Ona: "ja jeszcze nie zaczęłam" (prorocze słowa)

On: "dobra. Niech ci będzie. Wybieraj ten fotelik"
Ona (uśmiech, całus w policzek...i rzuciła się do tych najdroższych)

On: "a może ten?" (o zgrozo, przed chwilą go zauważyłam i już szłam w stronę TEGO fotelika)
Ona: "oszalałeś?! Takie coś?"

On: "co ci się nie podoba? Jest dobry...i tani"
Ona: " no właśnie. Tanie nie jest dobre dla MOJEGO dziecka" (zastaw się a postaw się)

On: "to czego ty właściwie chcesz, kobieto?"
Ona: "nie obrażaj nie!"

(jego mina...bezcenna)

On: "czym niby cię obraziłem? Że powiedziałem do ciebie kobieto?"
Ona: "tylko tym dla ciebie jestem?"

(i znów...jego mina...bezcenna)

ciekawe o czym myśli???
z wielkości jej brzucha podejrzewam, że termin lada dzień...
ale czy on myśli o wywiezieniu jej na porodówkę...czy w ustronne miejsce...
takie do zbrodni w afekcie...w każdym razie jego spojrzenie zabija

On: "ja idę do samochodu. Jak nie przyjdziesz za 10 minut, odjadę bez ciebie"
Ona: "no tak, nic innego nie potrafisz..."

On: "daj mi spokój. Masz kartę. Zamknij się i kupuj! Masz 10 minut ja nie żartuję"
Ona: " pożałujesz tego" (kolejne prorocze słowa)

On: "tylko nie wydaj wszystkiego bo ci na waciki zabraknie"

Ostatecznie wybrała najbardziej "wypasiony" (czytaj najdroższy) model.
Uszczupliła mu konto o ponad 1300 zł (bo na foteliku się nie zakończyło)
i z miną zwycięzcy poszła do auta...

A my?
Wzieliśmy wzgardzony przez nią fotelik. Zapłaciliśmy 200 zł ...za jedną z najlepszych firm...
dlaczego tak mało? co z nim było nie tak jak trzeba?

otóż nic!
to był model z zeszłego roku...

różnił się od wybranego przez nią jedynie kolorystyką:
ona wzięła zielono-niebieski a my zielono-oliwkowy

czy naprawdę jej się to opłacało?

cóż nam na pewno tak :)

...

zastanawia mnie tylko jedno...

czemu podczas ich "wymiany zdań"
mój mężczyzna tak dziwnie na mnie patrzył i cały czas ironicznie się uśmiechał?

przecież ja w ciąży nie byłam taka jak ona
ja byłam jak anioł
:p
.

czwartek, 6 września 2012

11.) ech lato...i te balangi do białego dnia

Kolejna nie przespana noc.

Małej kosmitce chyba chyba przestawił się wewnętrzny zegar:
cały dzień śpi a w nocy jakieś śmiechy, "nadawanie" i czasem płacz.
Jednym słowem: balanga na całego.

Nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam nie śpiąc.


...

Żeby tego było mało, dziś mamy w planach wybieranie fotelika samochodowego.
Co prawda nie jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami 4 kółek
(chociaż czy przy obecnych cenach paliwa to takie szczęście?) 
ale dziadkowie mają :)

Sprawdzałam w "necie" jakie są opinie o firmach produkujących.
Efekt?

Ilość firm pomnożona przez ilość wypowiedzi...nie skończoność :(
i bądź tu człowieku mądry i pisz wiersze...

chociaż napisanie wiersza w porównaniu do wybierania czegokolwiek dla dziecka to pikuś

Nie dość, że moja wiedza na ten temat była znikoma, to teraz jest jeszcze mniejsza.

Zobaczymy co z tego wyjdzie, bo dziadkowie też jadą
(nawet pożyczyli fotelik, żeby mała kosmitka mogła się "poprzymierzać" do co lepszych modeli)
a jedziemy do pobliskiej hurtowni, bo szczerze mówiąc w sklepach to maxymalnie po 5 modeli mają takich normalnych a reszta jak fotele kosmonautów
(a wiadomo mała kosmitka to nie kosmonauta więc nic z tego)

P.S.

króliko-pies zostaje w domu

ciekawe gdzie ją znajdziemy po powrocie...

ostatnio wlazła do szuflady pod kuchenką...

i spała w patelni...

...

normalnie sama się pcha do gara :)
.

poniedziałek, 3 września 2012

10.) hej ho, hej ho, do szkoły by się szło

No może jeszcze nie do szkoły
ale przy takich zmianach w szkolnictwie to kto wie co będzie za rok...

Może już czas odkładać na podręczniki ;)

Ja rozumiem, że gdzieś w Skandynawii obowiązek szkolny jest od 3 lat
(no skoro w Polsce od 5 to te nasze dzieciaczki prawie jak emeryci)
jednak z tego co słyszałam, to u nich nie do szkoły tylko do przedszkola wysyłają

Podejrzewam, że każdy rodzic byłby szczęśliwy gdyby u nas zrobili (tak jak u nich) darmowe przedszkola...no ale tu jest Polska, tu za wszystko trzeba płacić

Smutne ale prawdziwe

Ja w pierwszej klasie miałam "Elementarz" i to wystarczyło...
i na tym wykształciło się wielu obecnych profesorów i naukowców

wiadomo jakość ponad ilość

...

Ale wracając do tematu

Dziś pięciolatki idą do szkoły (no ok, do "zerówki")
za parę lat pewnie znowu ten wiek będzie obniżony
a za dekadę prosto z porodówki dzieciaki trzeba będzie zapisywać przynajmniej do przedszkola

już to widzę...cała rzesza raczkujących bobasów dzielnie zasuwa do szkoły :)

Kiedyś w TV pokazywali taki serial "Doogie Howser-lekarz medycyny"
co prawda serial był o małym geniuszu ale jak tak dalej pójdzie to faktycznie w wieku 12 lat dzieciaki będą kończyć studia...
...i pomyśleć, że moje pokolenie dostawało dyplom dopiero w wieku około 20 lat

A jutro?
13 lat-specjalista w jakiejś dziedzinie
15 lat-dyrektor
19 lat-prezes własnej firmy

(zdjęcie znalezione w sieci)

I co ja (taka "staruszka") szukałam na rynku pracy ?
No cóż, wychodzi na to, że ludzie po 30 to już tylko do muzeum...jako eksponaty 

Pocieszam się tylko tym, że mam moją małą kosmitkę, słodko śpiącą w swoim łóżeczku.
Póki co, żadne problemy nie zaprzątają jej małej główki
(no chyba, że pełna pielucha albo pusty brzuszek :p)

...

i niech tak zostanie
po pierwsze: szczęśliwe dzieciństwo
.