niedziela, 20 września 2015

strzemiennego na dobry początek

Miałam się nie wypowiadać. Miałam oficjalnie nie opowiadać się za żadną ze stron.
No tak, miałam i wzięło w łeb.

A co tam, i tak we wszystkich środkach przekazu aż huczy, to i jak się wypowiem.
Chodzi oczywiście o imigrantów. A więc tak:
z jednej strony media trąbią o rodzinach uciekających przed wojną
z drugiej strony obrazki takie jak z Grecji:
Anglii:
https://www.youtube.com/watch?v=ZsaU_wUrQe8
https://www.youtube.com/watch?v=XFXNJfwcCDs
https://www.youtube.com/watch?v=zcDom2Sx1lw
Szwecji:
https://www.youtube.com/watch?v=vmXaFAch73k
https://www.youtube.com/watch?v=NMqy7wCghp8
Czy taki wywiad...który miał wszystko wyjaśnić:
https://www.youtube.com/watch?v=-JatCISb-M4

Nie wspominając o Francji czy Węgrzech.

Jak tu się nie bać? W telewizji cały czas słyszy się, że to biedni, przerażeni ludzie: kobiety, dzieci i starcy...a na ekranie https://www.youtube.com/watch?v=cpDr_hngJ-I
No chyba muszę odwiedzić okulistę...ja tam żadnych starców ani dzieci nie widzę...a ichne kobiety to od razu rzuciłyby się w oczy w tych swoich czarnych strojach.

Po takiej dawce nienawiści ze wszystkich stron, europejczycy zaczęli się buntować. Nie chcą już przyjmować islamistów. Najzwyczajniej w świecie boją się o własne życie. Czy słusznie? Wiele wskazuje na to, że tak.

A jednak nie można zapomnieć to ludziach, którzy faktycznie szukają schronienia. O tych uciekinierach, którzy naprawdę postawili wszystko na jedną kartę by uratować rodzinę.
Naprawdę nie można na równi z tymi rozhukanymi młodymi byczkami porównywać prawdziwych uchodźców.
Znam też takich i bardzo ich szanuję.

Jeśli chcesz zamieszkać w Europie - to do cholery szanuj prawo swojej nowej ojczyzny! Pieniądze, które dostajesz nie są allaha, wiedziałbyś o tym gdybyś był prawdziwym uchodźcą i przyjechał je zarobić. Nasze mieszkania ci się nie należą! Jeśli mają je dostać imigrancji to niech to będą rodziny, które chcą pozostać wśród nas ale na naszych zasadach. Czy ja ci wchodzę do domu i sram na środku pokoju?

Przez zachowanie tych młodzików uciekających przed obowiązkiem wojskowym, właśnie przez nich cierpią naprawdę potrzebujący.

Powiem tak: mam swoje ukochane miejsca w Berlinie, Paryżu i Londynie. Chciałabym kiedyś zabrać rodzinę i pokazać im te miejsca...wiem, że w najbliższym czasie tego nie zrobię. Nie wiem czy udało by się wrócić żywym...

Kiedy mieszkałam w Londynie pracowałam dla Hindusa, Turka, Włocha i Anglika. Moimi najlepszymi przyjaciółmi byli inny Turek i dwóch angielskich gejów [nie byli parą, każdy miał kogoś] każdy z nich z osobna i w grupie jest wspaniałym człowiekiem. Od Hinduski, współpracownicy dostałam przepiękną ''choli'' noszoną do ''sari'' [o ile dobrze pamiętam dostała ją na gwiazdkę moja kuzynka-małolata ponoć była zachwycona].

Moi przyjaciele naprawdę świetnie się dogadywali a jeden z nich dosłownie uratował mi życie...
Ludzie, których kiedyś poznałam diametralnie różnili się od tych na których patrzę teraz. No właśnie, miałam się nie wypowiadać...ale trafiłam na pewien wpis. Jest cholernie mądry, a to dlatego, że jest napisany przez osobę która przeszła piekło i odnalazła się w nowej rzeczywistości.

Z całego serca polecam przeczytać ten wpis:
https://www.facebook.com/asida.turawa/posts/893864954013921?fref=nf

Takim ludziom warto a nawet trzeba pomagać...ale tylko im.
Jeśli tak przybysz chce żyć w spokoju, zarobić na siebie to czemu nie?

Nie mów mi gdzie mam chodzić, w co się ubrać ostatecznie ja jestem u siebie a ty zanim się zadomowisz jesteś gościem. Czy mile widzianym zależny wyłącznie od ciebie.

Nasz naród przeszedł dość by wreszcie się nauczyć, że nie można ślepo patrzeć na to co robi zachód, bezmyślnie kopiować to zachodnie zachowanie. Choćby latami wycierali sobie usta solidarnością europejską, to niech pamiętają kto tą solidarność wypowiedział i kto się na nas wypiął.

A na koniec, wisienka na torcie, prawdziwe cuda na kiju...znaczy objawienie w pomidorach:
https://www.youtube.com/watch?v=URT_1XyvfgU

piątek, 4 września 2015

a ja głupia myślałam, że stres to tylko przed własnym

Niedługo pewien osobnik z naszej rodziny bierze ślub.
Wiadomo, że dzisiejsi młodzi wolą kasę zamiast prezentów, bo to i na kredyt pójdzie, i na podróż poślubną a w szafach przynajmniej nie wala się 15 kompletów niewymiarowej pościeli, 12 prawie identycznych zastaw stołowych czy 8 zestawów sztućców. Dzisiejsi państwo młodzi chcą sami decydować co im w domu brakuje i uważam to za tak samo dobre rozwiązanie jak listy prezentów dostępne dla zaproszonych gości [oczywiście sukcesywnie wykreślanych, żeby nie było, że każdy rzuci się na toster i żelazko].

Zastanawiając się ile włożyć w przysłowiową kopertę, przejrzałam kilka stron w necie. Szczerze mówiąc jestem lekko przerażona podejściem niektórych piszących. Dla większości minimum to tyle by impreza się zwróciła [+ bonus najlepiej na wspólny początek, podróż poślubną albo coś w tym stylu] a jak kogoś nie stać to niech nie robi wiochy i się nie pokazuje.
Każdy głos o tym, że niektórych nie stać na włożenie w kopertę równowartości miesięcznych zarobków [lub ich połowy] był traktowany jako obraza młodych, żenada, skandal, no po prostu idź i strzel sobie w łeb bo jesteś cham i prostak. Kilka osób podało dokładne wyliczenia z zaznaczeniem, że jak się jest gościem to trzeba zapłacić za wszystko a, że każde przekazanie koperty będzie uwiecznione to wiadomo kto kutwa a kto leciał po chwilówkę. Bo wiadomo, w naszym kraju każdy zarabia powyżej 5.000 na rękę a ''ledwo stacza do 1-go'' i jakaś tam bieda to wytwór chorej wyobraźni.
 
 
  

Każdy głoś, że ''daje się tyle na ile stać'' był potraktowany jako chamstwo i skąpstwo a własnoręcznie wykonane prezenty [jako dodatek do chudszej koperty] jako obrzydliwy badziew. I teraz wychodzi mi na to, że albo powinnam ''okraść'' córkę z terapii [bo właśnie na to wydajemy prawie całą kasę], żreć tynk ze ściany, lecieć po kredyt [którego nota bene nie dostaniemy] albo nawet w kościele się nie pokazywać bo tylko sobie wiochy narobię. 
Najfajniejszy jest urywek artykułu z którego wynika, że my osobiście powinniśmy sprzedać 1/3 mieszkania żeby dobrze wypaść na tle innych gości.


Jest kilka ''ale''.
Po pierwsze:
osobnik który się żeni jest w miarę normalny [sorki młody ale w naszej rodzinie nie ma całkiem normalnych - są jedynie mniej odstający od normalności] 
Po drugie pierwsze:
przyszła młoda też wie na czym u nas świat stoi
Mam nadzieję, nie, wiem to na pewno, że nie obrażą się na nas jeśli nie będzie to czterocyfrowa kwota
Po trzecie pierwsze:
gdybyśmy chcieli odwdzięczyć się tak samo niezapomnianym prezentem jaki dostaliśmy od tego osobnika, to powinnam dać co najmniej tak dobry koncert na ich weselu jaki on dał na naszym [ale z pewnych względów będzie to niemożliwe]
Po czwarte pierwsze:
najbardziej wredne i egoistyczne, skoro to rodzina to i my nie możemy wyglądać jak ostatnia wiocha [choć ze względu na koszt poprawy wizerunku jestem z siebie dumna jak cholera - królowa minimalizacji wydatków przy efekcie jak 1.000.000$]
Po piąte pierwsze:
drobna efektowna i niestandardowa niespodziewajka z pewnością spodoba się przeszłej młodej i mam nadzieję, że będzie miłym a nie tandetnym dodatkiem [takie coś z takim czymś - ha ! nie napiszę bo i niespodziewajki nie będzie]


Teraz pewnie pojawią się głosy, że mogliśmy nie wydawać na ciuchy a ci bardziej zorientowani, uznają że mogłam sobie odpuścić ''prawko''. A no mogłam ale suma summarum jak już je będę miała, to ten osobnik też będzie wygrany... bo nie będę go już ciągać po kraju w charterze szofera z racji kolejnych badań, specjalistów i nowych wynalazków, które mogłyby pomóc małej [i wyszło, że moje prawko to jego mniejszy wydatek na paliwo - czyli wliczam w prezent - taka wredna sknera ze mnie :p]


Tak więc, dalej nie wiem ile wypada dać w takiej sytuacji jak nasza. 
Nie wiem jak długo zostaniemy. 
I tak narobimy wiochy bo nawet w takim dniu będę patrzeć co mała ma na talerzu i dwa razy nie mówię jak będzie miała tylko swoją wałówkę [z wiadomych względów]
Nie wiem, czy do końca spełnimy oczekiwania młodych.
Wiem za to, że zrobiłam wszystko co w mojej mocy, by byli zadowoleni i nie musieli żałować, że nas zaprosili.
.