środa, 3 czerwca 2015

super kawiarenka

Miałam się powstrzymać ale dziś środa a ja wciąż jestem zbulwersowana...od niedzieli.

Był fajny dzień, ciepło, miło i przyjemnie. Byliśmy z Wiką na basenie i postanowiliśmy jeszcze przejść się nad Wisłę, no bo czemu nie, w końcu dopiero po 16.30.
Pojawił się mały problem. Wiadomo, dziecko po basenie to lata do łazienki co 5 minut. Tak więc w drodze na bulwar nad Wisłą zaliczyliśmy kilka miejsc, między innymi restauracje [w tym jakieś pomniejsze jadłodajnie]. Wreszcie dotarliśmy nad samą wielką wodę.

Oczywiście mała znów musi. No to co? Widzę kawiarnię, idę zapytać. Podeszłam do lady i pytam szeptem czy mała może skorzystać...takiej reakcji się nie spodziewałam, szczególnie po ilości pozytywnych opinii w necie...

Czarnowłosa pannica wyłożyła się i cyc na ladę, wystawiła łapę i i na cały głos do mnie: WIDZI PANI TEN NIEBIESKI BARAK? TAM JEST SZALET MIEJSKI, TAM MOŻE SOBIE PANI IŚĆ'' wszyscy klienci patrzyli na mnie jak na jakiś dziw natury. No kto to widział zapytać, czy dziecko może skorzystać??? MASAKRA

W normalnym, cywilizowanym lokalu mówią, że albo coś zamówić bo do klientów albo podają cenę: 2zł, 5zł i człowiek czuje się potraktowany z szacunkiem. Wiadomo, że szybciej zapłacę nawet i 5zł niż pójdę z dzieckiem do szaletu gdzie będzie po kolana brodzić w szczynach.

Pannica, małolata widać miała wielkie potrzebę podbudowania poczucia własnej wartości. W pierwszej chwili byłam tak wściekła, że nie ukrywałam powodu złości przy spotkanych znajomych.

Później przeczytałam opinie i komentarze jaka to niby miła obsługa, jakie super podejście do zwierząt [jak ktoś przyjdzie z takowym], szkoda tylko, że ja jako matka z dzieckiem poczułam się tam potraktowana jak śmieć. Dla dzieci już wyrozumiałości ani dobrego słowa nie mają a skoro sprzedają lody to przecież dzieci to też ich klienci.

Bo co? Bo miałam plecak a nie torebkę? To wcale nie znaczy, że nie maiłam przy sobie pieniędzy...a jeśli chodzi o przyjemność dla dziecka pieniądze się dla mnie nie liczą...

W dzień dziecka znów byliśmy na bulwarze. Mała jeździła na ''swoim'' Zozolku, dała sobie pomalować buźkę[!!!]. Jednak, jak to z dziećmi bywa, znów pojawiła się problem łazienki. Tym razem poszliśmy do Przystani. Przemiła pani powiedziała, że nie ma problemu, dyskretnie pokazała gdzie iść. Nikt z klientów nie wiedział o czym z nią rozmawiałam. I TO SIĘ NAZYWA KULTURALNA OBSŁUGA. Mała oczywiście nie chciała wyjść bez kupienia czegoś na ząb i choć zazwyczaj je się w lokalu, pani nie robiła problemu, żeby dziecko dostało na wynos.

Nie raz byliśmy klientami w Przystani i jeszcze nie raz tam wrócimy.

Co do tej ''kawiarni'' skoro mają takie cudne podejście do ludzi z pupilami to zamierzam to sprawdzić, ciekawi mnie czy faktycznie psy i koty traktują lepiej niż dzieci.

P.S.1.
nie spodziewam się miłego traktowania i jeśli znów zachowa się w stosunku do nas tak jak wtedy zapytam dlaczego w tym lokalu dyskryminują dzieci i to niepełnosprawne...co do psiaka, jakby nie było jest terapeutą i psem towarzyszącym...czyli powinien być traktowany jak człowiek bo niepełnosprawne dziecko czuje się bezpiecznie w jego towarzystwie i to właśnie kiedy ma swojego psa obok, lepiej funkcjonuje wśród ludzi.

P.S.2.
a swoją drogą, ciekawi mnie ile tych pozytywnych opinii napisali faktyczni klienci a ile znajomi
.