sobota, 17 listopada 2012

26.) skąd się tacy nawiedzeni biorą?

Faktycznie choroba przy małym dziecku to prawdziwa sztafeta.
U nas kończy się druga runda...mam nadzieję, że ostatnia.

A opieka nad chorymi dziećmi (no bo chory facet jest tak samo upierdliwy jak chore dziecko)...wykańcza.

Kiedy już chore zasną, mogę trochę odetchnąć...
ale jestem tak zmęczona, że już kompletnie nic mi się nie chce.
Właśnie dlatego, co jakiś czas, tak na odstresowanie, przeglądam sobie różne strony.

To co znalazłam ostatnio, zjeżyło mi włosy na głowie.
Rzecz dotyczyła dyskusji na temat "kompromisu".

Oczywiście ilu "za" tylu "przeciw", ale jeden wpis był tragiczny. Streszczę w "dwóch słowach" bo całość mnie odrzuca. A mianowicie: "jest zło i dobro; ja jestem dobra więc ta druga osoba jest zła (z kontekstu); każdy musi wybrać: dobro czy zło; jeśli jest mądry wybierze dobro czyli to ja mówię/robię/itp.; kompromis jest złem bo nie wybiera dobra (czyli strony tej co to napisała)"

No i "nóż mi się w kieszeni otworzył". Czy takich debili sieją czy ktoś ich rodzi???
Jak można być tak zaślepioną idiotką???
Przecież idąc dalej tokiem rozumowania tej kobiety, to Hitler i jemu podobni byli czystym dobrem, same anioły...bo nie uznawali kompromisu - ich musiało być "na wierzchu".

Przez takich ludzi jak ta kobieta są wojny! giną ludzie! szerzy się niewyobrażalne cierpienie!

Nie po to inteligentni ludzie kombinują, idą na kompromis by teraz jakaś klępa wymądrzała się.
Chciałbym kiedyś spotkać tą "panią" i zapytać ją wprost, kto jest jej idolem:
Stalin, Hitler czy de Torquemada???

W końcu oni byli bardzo bezkompromisowi (czyli wedle jej mniemania dobrzy)
a każdy z nich miał na rękach krew milionów niewinnych...
jednak rozumując tak jak ona: zamordowanie kogoś, kto ma inne zdanie...nie jest złe???

Jestem przerażona podejściem co niektórych ludzi do życia, do własnego jestestwa.

Może moje słowa są zbyt silne, jednak chciałam zaznaczyć, że kompromis w sprawie koloru ścian w kuchni a taki w sprawie wojny, tak naprawdę są takie same. To działa w identyczny sposób.

Ja osobiście jestem całym sercem za kompromisem
(oj wedle niej to pewnie jeszcze za życia będę się smażyć w piekle)
i mam gdzieś, takie nawiedzone gadanie.


P.S.
Ciekawe, czy swojemu szefowi też narzuca własne zdanie...czy tu jest zła do szpiku kości i mu ustępuje, czyli, jakby nie było, idzie na kompromis.
.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz