poniedziałek, 28 stycznia 2013

33.) groźniejsza od psa

Kiedyś wynajmowaliśmy mieszkanie.
Oj nie było łatwo. 

Nad nami mieszkało młode małżeństwo. Mieli pieska, fajnego ale broja...i chyba niezbyt mądrego.
Masz Carmen jeszcze była na świecie...i też myślała, że jest psem...obronnym.

Zawsze chciała iść z nami. Nie miało znaczenia czy idziemy na spacer, do pracy, do lekarza, nie ważne.
Nie miała też znaczenia pora roku.

Pewnego dnia śmiegnęła za moim "kolegą sprzed ołtarza" na korytarz. Tyle, że ja tego nie zauważyłam.
Szukam tego długouchego stworzenia i szukam. Wołam, zaglądam we wszystkie jej ulubione kryjówki.
...i nic..
...Meli ja nie ma tak nie ma...

U góry hałas, sąsiedzi wychodzą z psiakiem na spacer.
Nagle (na korytarzu) krzyki, wrzaski, piski, ujadanie i skomlenie. Wszystko na raz.
Olśniło mnie: MELA WYSZŁA NA KORYTARZ !!!

Wyskoczyłam z mieszkania.
W tej samej chwili gdy złapałam za klamkę, z drugiej strony ktoś delikatnie kopnął w drzwi.
Widok był nieziemski:

przerażony pies kulił się na schodach na piętro,
za wszelką cenę chciał schować się za nogami swojego pana;
dziewczyna trzymała (w wyciągniętych rękach) jakąś szarpiącą się futrzaną kulę

TO CHYBA TWOJE - stwierdziła dziewczyna wręczając mi Melę.
Nie wiedziałam czy się śmiać czy przepraszać.
Wydusiłam z siebie tylko DZIĘKI i zamknęłam drzwi (żeby nie parsknąć śmiechem).

Pies przez następnych kilka dni bał się wychodzić z domu.
A Mela? Jak to Mela: jak woda po kaczce; przecież ona to nie słodki króliczek tylko rottweiler...

A tak wyglądała Mela w amoku...czasem się jej zdarzało...widok raczej mało słodki
za to niepowtarzalny:
.
.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz