sobota, 26 stycznia 2013

32.) rudy gremlins




Jakiś czas temu, postanowiliśmy kupić młodej pieska.
Niby zwierzak dla dziecka to brak odpowiedzialności, ale co tam.

Oczywiście pierwotnie szukaliśmy takiego jak nam się podoba czyli malamuta lub labradora.
Pierwszy to niedoścignione marzenie a drugi - sprawdzony przyjaciel dzieci i wszystkiego, co niższe od stołu.

Ostatecznie skończyło się na przeglądaniu ogłoszeń lokalnych. Już trzeciego dnia poszukiwań znalazłam ogłoszenie: oddam trzy pieski. Trzy małe kundelki ze wsi. Śliczne i słodkie. Pozostała jeszcze kwestia sierści (mam silne uczulenie na szorstkowłose). 

Jeden psiak, a właściwie suczka, była idealna. Uparłam się na nią choć w ostatniej chwili dziewczyna dająca ogłoszenie próbowała mnie zniechęcić. Nie udało się jej.

Następnego dnia pojechaliśmy po psiaka. 
Tak jak zachwyciło mnie zdjęcie, tak rzeczywistość przeraziła.

Z rozmów i maili wynikało, że ciekawski psiak na rankę. Z tego co zrozumiałam, rana miała być nieduża i na łapie. Bo jak inaczej zrozumieć: "była ciekawska i wlazła w rury". Prawda była o wiele gorsza.
Psiak wyglądał jakby ktoś chciał jej poderżnąć gardło (to samo powiedział nasz weterynarz).

"Gdybyście jej nie wzięli to czekałyby ją trzy-cztery miesiące zdychania w męczarniach...albo by ją zatłukli-jak to mają w zwyczaju na wioskach". Tak określił stan zwierzaka nasz weterynarz, a mamy do niego pełne zaufanie bo wyratował już nam kilka zwierząt.

Taki już nasz los: ratować beznadziejne przypadki:
moi rodzice:
Aza: zabiedzona, przestraszona - zabrana od znęcających się gówniarzy
Milka, ciekawska jamniczka - która wpadła pod samochód i miała połamane tylne łapy i miednicę
moi teście:
pudelek zabrany znęcającej się pijaczce
i kilka innych przypadków tak beznadziejnych, że nawet nie chcą o nich mówić
a teraz my:
Indiana - wzięliśmy brązowego zabiedzonego królika, który nawet nie potrafił jeść ziarna (tylko trawa)
a po ''wypraniu'' okazało się, że jest biały
Carmen (z mojego awatara) - królica z rozdwojeniem jaźni (chyba myślała, że jest psem)
i skłonnością do pakowania się w kłopoty
Lucky - ostatni, rudy szaleniec

Po dwóch miesiącach intensywnego leczenia mieliśmy pewność, że psiak przeżyje. Ponieważ miała więcej szczęścia niż rozumu nazwaliśmy ją Lucky.

Po pierwszym spacerze oświeciło nas:
psiak nie wlazł w rury tylko był przywiązany !!!
.
.

1 komentarz:

  1. Słodki psiak. Mam nadzieję, ze dobrze się miewa. ;-)

    OdpowiedzUsuń