niedziela, 8 grudnia 2013

papierkownia

Oj dużo się ostatnio działo.
Nerwów tyle, że można by kilku ludzi obdzielić...a to jeszcze nie koniec.
 
Właśnie złożyłam ostatnie (mam nadzieję) papiery do PZPR-u ...znaczy do PCPR-u...
ale zawsze jest jeszcze jakieś ''ale''.
 
W zeszłym roku ''było za mało dokumentów'' bo tylko kilka konkretów a nie 3 segregatory bzdur.
 Teraz niby też spokojnie zmieścimy się w zwykłej teczce, jednak już jest tego więcej. 
Ostatecznie miałam rok, by załatwić kilku specjalistów, poradni itp.
 
Fajnie to zabrzmiało :)
Faktem jest, że po zeszłorocznej komisji odezwały się we mnie jakieś mordercze instynkta...jednak po wypaleniu kilku fajek, ''rzuceniu mięsem'' (i innymi każdemu znanymi sposobami minimalizacji stresu)
 jakoś mi przeszło.
 
Z jednej strony trochę zaczynam się denerwować, a z drugiej jestem ciekawa co tym razem wymyślą.
Dopóki nie trzeba załatwiać dla dziecka orzeczenia, to rodzic nie zdaje sobie sprawy ile hektarów lasu różne instytucje rzucą pod nogi. Ja też się nie spodziewałam.
 
Rozpylacz napalmu i kłopoty znikają. No może nie całkiem puściliśmy coś z dymem ale z czasem większość problemów, jak ten przysłowiowy dym, się rozwiała. Dziś już prawie na spokojnie mogę instruować innych gdzie iść i co mówić, i  co można robić samemu.
 
A propos...
 
Na początku naszej drogi trafiliśmy ''pod skrzydła'' pewnej fundacji.
Mieli nam tak pomóc. Poradzić jak pracować z małą, podpowiedzieć jak załatwić papiery, terapię i takie inne.
Poszliśmy raz - wróciliśmy zdegustowani...no ale skoro mają pomóc to trudno, jakoś przetrwamy.
Poszliśmy drugi raz - pokłóciliśmy się z szefową, która to uważała, że akupunktura to wymysł szatana bo przez nakłuwanie ciała dusza z człowieka ucieka (!!!!! WHAT THE FUCK ?!?!? - co ja jestem? jakiś pieprzony balon?) (nie wiem na jakim poziomie ciemnogrodu można by to skomentować)...a, i świetnie prowadziło się nam wykład dietetyczki...która właśnie wróciła z konferencji i miała ''całą masę nowych, wspaniałych informacji na temat diety przy autyzmie''...no cóż, mówiła jakieś 5 minut...później już tylko notowała.
Trzeci raz poszłam już tylko z małą, wróciła zniesmaczona, zdegustowana i zdecydowana nie spotkać już nigdy więcej tej pokręconej szefowej.
 
Ale wykład prowadziło się nam świetnie :)
 
No cóż, w naszym kraju wiedza na temat leczenia przy autyzmie nie jest nawet w powijakach...ona sobie pływa wśród miliona innych plemników-pomysłów.
 
Dziś już wiemy, że uporem, pracą i dietą można zdziałać cuda. Trzeba tylko zaangażować się bez reszty, nie opowiadać co się robi a pokazać efekt końcowy. No i nie zwariować.
 
Wiadomo, że kiedy dziecko choruje to atmosfera w domu jest napięta. My ostatnio pokłóciliśmy się o taka pierdołę, że nawet żal się z tego śmiać (oboje palacze, z racji oszczędności tytoń+gilzy) no cóż ktoś musiał zrobić te pieprzone fajki, ale czemu za każdym razem ja??? I afera gotowa. No dobra ślubny przebierał małą więc teoretycznie nie powinnam marudzić tylko je wyprodukować.... No ok, moja wina, mogło nie być tej afery, ale jak się wykrzyczeliśmy to tak jakoś lekko się na duszy zrobiło, humor się poprawił, no wiadomo o co chodzi.
 
Co prawda babcia próbowała pogodzić nas polubownie wyciągając większy kaliber ''bo przestraszycie dziecko'' to ostatecznie: mała przyszła, popatrzyła, uśmiała się z nas i zabrała przerażoną babcię do swojego pokoju.
Droga babciu, mała doskonale wie czy to był poważny kryzys czy zwykła chryja. i chociaż nie wie o co chodzi, to wie, że coś się dzieje. A czasem kłótnia cementuje związek a nie go rozbija. Byleby nie zżymać się za często.
 
...
 
Niedługo święta a chwilę przed nimi urodziny. Ponieważ w tym roku postanowiłam pokazać mojemu ślubnemu jak bardzo doceniam jego oddanie rodzinie (i kilka innych rzeczy), cóż, mam nadzieję, że zaniemówi z wrażenia i nie będzie zrzędził ile wydałam :)
 
chociaż z facetami to nigdy nie wiadomo
 
...powiedziała nierozwiązana zagadka kosmosu - kobieta :D
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz