No i stało się to co było nieuniknione.
Teściowa przypuściła atak.
"Wpadła bo była w pobliżu" - najgorsza wymówka jaką kiedykolwiek wymyślono.
I zasypała "dobrymi radami" jak wychowywać dziecko.
...
Zaczęło się niewinnie. Pytała co u nas i jak mała kosmitka.
Kawka, jakieś ciasteczka.
Miła, przyjemna atmosfera
(oczywiście na ile można się wyluzować przy teściowej).
...
I w najmniej oczekiwanej chwili, przypuściła atak.
Miała wrażenie, że to najazd ordy tatarskiej.
Co mnie obchodzi jakie metody wychowawcze stosowali w jej czasach ?
(swoją drogą to zabrzmiało to jakby była z czasów węgla kamiennego
a w domu zamiast psa trzymała małego dinusia)
O jakiej dyscyplinie mowa ?
Przecież mała kosmitka, jak narazie tylko śpi, ciągnie butlę, śmieje się i robi w pieluchy...
I jak ja niby miałabym wychowywać takiego szkraba ?
Przecież to-to jeszcze nie rozumie czego się od niej chce...
Rozstawiać po kątach kogoś, kto nie umie jeszcze siadać, o chodzeniu nie wspominając...
W końcu miarka się przebrała.
Wreszcie powiedziałam co myślę i pokazałam drzwi.
Z mojej strony wściekłość przeszła w ulgę.
Z jej strony zdziwienie przeszło we wściekłość i obrazę.
Mam to gdzieś. Nie będzie mi dzieciaka szkolić.
Miała swoją, jak wychowała dzieci ? To już jej sprawa.
Moje dziecko, mój dom, moje zasady.
...
Telefon do męża...
Zajęte...
Pewnie już mu się żali...
Po kilku minutach mój "kolega sprzed ołtarza" oddzwania...
...
A co tam... odbieram...
Przedstawiam moją wersję wydarzeń
(okazuje się, że jest zupełnie inna niż teściowej-czemu mnie to nie dziwi)
...
Wyszło na moje - a to co zostało przekoloryzowane - poszło w zapomnienie.
Ale nerwy jeszcze nie do końca ze mnie zeszły.
W takich chwilach sieszę się, że mała kosmitka wybrała mleko z butli.
"Kolega sprzed ołtarza" przyniósł na wieczór butelkę wina
(na odstresowanie po atatku ordy wściekłych Tatarów)
...
może być wesoło ;)
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz