Kiedyś, dawno temu [ale dinozaurów już nie było] dostałam od ślubnego małą puchatą kulkę.
Kulka rosła jak na drożdżach i była przesłodka.
Była coraz piękniejsza i bardzo samodzielna [potrafiła otworzyć lodówkę i dobrać się do przysmaków].
W pewnym momencie [dość długo] miała 2 kolegów [ale o nich kiedy indziej].
Kulka dostała imię z gry komputerowej: Carmen San-Di.
Uwielbiała: filmy, kawę i ciasteczka...chociaż pałką kurczaka też nie pogardziła.
Na smyczy chodziła lepiej niż niejeden pies [o tym już kiedyś pisałam]
Kiedy urodziła się Wiki, Carmen oszalała na jej punkcie. Wiki była jej dzieckiem i koniec, my nie mogliśmy się do Meli zbliżyć, mała wyciągała ją za uszy z klatki, szła przez zwierzaka taranem, ale i pamiętała by każdego ranka dać marchewkę.
Broniła Wiktorii nawet przed typowymi dziecięcymi głupotkami.
Uwielbiałam ją. Płakałam, kiedy umarła. Było mi tak żal, że nie doczekała nowego domku.
Była wspaniała. Królik o osobowości psa :)
Kiedy jej zabrakło, zdecydowaliśmy już nigdy nie brać żadnego królika, nie wytrzymałby porównania.
Nigdy nie zapomnę Meli. Była więcej niż królikiem, była pełnoprawnym członkiem rodziny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz