Dziś przyuważyłam dzikiego lokatora.
W zasadzie to całe stado, rozkrzyczanych dzikich lokatorów.
Uprzedzając: nie, nie zagnieździły się u nas myszy :)
Tuż przy dachu, w kilku miejscach wystają małe głodne dzióbki.
Rodzice pisklaków uwijają się jak w ukropie żeby nakarmić młode.
W pierwszej chwili myślałam, że to jaskółki,
jednak nasz kochany dziadek (ornitolog z zamiłowania)
wyprowadził mnie z błędu.
Zamieszkały u nas jeżyki.
Śliczne, malutkie i strasznie hałasujące.
Wszędzie ich pełno. Widać spodobała się im okolica, bo i u sąsiadów też są.
Praktycznie całe stado się wprowadziło, kilka sztuk tu, kilka tam.
Nic dziwnego, że się im podoba:
cisza, spokój, domki z ogrodami zamiast blokowisk, mało uczęszczana ulica.
Nasza mała księżniczka była zachwycona
kiedy obserwowała ten wesoły harmider.
kiedy obserwowała ten wesoły harmider.
My z resztą też :)
Nie dość, że mamy ''niepisany rezerwat przyrody'' zimą
(tylu karmników co u nas to chyba nikt nie ma)
to i latem skrzydlaci przyjaciele umilają nam czas.
Wiedzą, gdzie nic im nie grozi i nikt nie będzie im przeszkadzać
(stąd brak zdjęć-jeśli będą chciały współpracować
to zdjęcia się pojawią-ale nic na siłę)
(stąd brak zdjęć-jeśli będą chciały współpracować
to zdjęcia się pojawią-ale nic na siłę)
Każdemu życzę takich miłych sąsiadów :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz