Ten temat powraca jak bumerang.
Feministki, silne, niezależne kobiety, co najmniej raz usunęły ciążę, nie potrzebują nikogo. Och, jakie one silne, jakie zaradne. Jakie śmieszne.
I choć sama nazywam siebie feministką, to z tymi pokręconymi babami, o których jest zawsze głośno, nie chcę mieć nic wspólnego.
Czy którakolwiek z tych wrzeszczących babo-chłopów (nie mylić z ''dzwonię do pani-pana'' z sejmu) wie,
kim tak naprawdę jest założyciel FEMEN-u?
Otóż drogie ''panie'' jest to najprawdziwsza szowinistyczna świnia:
To jego ruch. Osobiście wybiera dziewczyny. Wybiera te najpiękniejsze, ponieważ najpiękniejsze najlepiej się sprzedają - tłumaczy Kitty Green w rozmowie z "The Independent".
Swiatski to człowiek niezwykle inteligentny, obdarzony charyzmą i zdolnościami organizacyjnymi. Jednak jest w nim coś przerażającego. Bywa straszny w stosunku do dziewczyn. Potrafił krzyczeć na nie i nazywać je dziwkami, sukami...a wszystko dla ich dobra.
Swiatski przyznaje, że jego patriarchalna postawa nie idzie w parze z ideologią feministyczną. Próbuje tłumaczyć jednak swoją rolę w organizacji. ''Te dziewczyny są słabe. Nie mają siły ani charakteru. Nie mają nawet determinacji, by stać się silne. Uległość, brak punktualności i wiele innych cech uniemożliwia im działalność polityczną. Tego trzeba ich uczyć.''
Moje gratulacje. Chciałyście uwolnić się od patriarchatu, a ulegacie mu na każdym kroku.
Dla mnie żadna z was nie jest prawdziwą feministką, jesteście tępymi marionetkami.
Prawdziwa feministka nie drze ryja na ulicy, nie biega nago w miejscach publicznych.
Prawdziwa feministka przede wszystkim szanuje siebie i inne kobiety.
Dlaczego więc nazywam się feministką?
Dlatego, że znam swoją wartość. Dlatego, że wbrew losowi wciąż mam siłę by walczyć. Dlatego, że potrafię poprosić męża o odkręcenie słoika i w środku nocy uspokoić płaczące dziecko.
Jak strasznie moja postawa kłuci się z waszą śmieszną ideologią... Tylko, kto ma prawo nazywać siebie feministką, prawdziwą kobietą? Ta która daje się poniżać, bić i wykorzystywać, czy ja, ta która ma rodzinę i (o zgrozo) nie pracuje, tylko zajmuje się chorym dzieckiem.
Drogie panie, prawdziwa siła nie kryje się w pokazówkach, tylko w tym jakie jesteście naprawdę. Moje dziecko jest chore, na początku choroby nikt nie dawał jej szans na normalne życie-teraz po długiej walce wiem, że córka poradzi sobie. Mało tego, wiem, że kiedy jest mi ciężko i źle, mogę wypłakać się na ramieniu męża, a on zawsze znajdzie sposób, by mnie pocieszyć.
Chwalicie się usunięciem ciąży-to jest zwykłe morderstwo. Nie dość, że dowodzi braku jakichkolwiek ludzkich odruchów, to pokazuje jakie jesteście słabe. Wy macie krew na rękach a ja oddałabym resztę życia, by moje dziecko całkowicie wyzdrowiało. Czy którakolwiek z was jest w stanie coś poświęcić dla drugiego człowieka?
W zasadzie nie chcę znać odpowiedzi na ostatnie pytanie. Nie chcę by mylili mnie z wami...bo prawdziwa siła tkwi w umiejętności przyznania się do własnych porażek, słabości i staraniu się by już nigdy się nie zdarzyły.
A teraz idę do kuchni przygotować obiad dla męża i dziecka...i tak, nawet wtedy będę nazywać się feministką.